Od pomysłu do realizacji – czyli jak tworzyć coś swojego. Wywiad z Made by Ruda
Anna Maksymiuk-Szymańska, pseudonim: „Made by Ruda” znana jest od wielu lat jako mistrzyni krawiectwa. O niej można napisać naprawdę wiele. Jest autorką pierwszego w Polsce vloga o szyciu – Cozaszycie. Z wykształcenia jest dziennikarką. Jest też projektantką i specjalistką ds. PR. Kobieta, która multitasking dopracowała do perfekcji. W jej przypadku – działaj, oznacza – realizuj. I tak spełniła swoje kolejne marzenie. Na początku roku otworzyła sklep z autorskimi sportowymi ubraniami. Jak wyglądała realizacja i projektowanie, dowiecie się z wywiadu.
Ewelina Salwuk-Marko: nowy rok oznacza dla Ciebie start sklepu internetowego www.sklepmadebyruda.pl, w którym możemy znaleźć Twoje autorskie projekty. Sportowe, ale kobiece dresy w dwóch kolorach – czarnym i czerwonym. Jesteś na rynku już jakiś czas, szyjesz od dawna, dlaczego akurat teraz zdecydowałaś się na sklep?
Anna Maksymiuk-Szymańska (Made by Ruda): Miałam już kiedyś swój sklep: em em szop i moje autorskie ubrania. To było kilka lat temu. Tamte projekty były bardzo oryginalne, kolorowe, po prostu inne. Przyszedł jednak moment, w którym musiałam wybrać swoją ścieżkę i wtedy zdecydowałam, że zawieszam tę działalność. Mimo to przez te wszystkie lata cały czas w sercu siedział pomysł, żeby jednak do tego wrócić. Rok 2020 dał nam wszystkim więcej czasu na rozmyślanie i planowanie, i sprawił, że postanowiłam spróbować ponownie. Pracowałam nad tym sklepem od wakacji i akurat udało się wejść w nowy rok z nowym pomysłem.
Dwa najnowsze modele mają nie tylko sportowy styl, ale według mnie są też kobiece. Skąd pomysł na stworzenie takiej „stylówki”? Co Cię zainspirowało?
Ja sama. Ten dres to 100% mnie i tego, co lubię. Do tej pory sama za bardzo nie przepadałam za dresami, dlatego chciałam stworzyć takie, które będą: po pierwsze – wyglądały świetnie na każdej sylwetce, a po drugie – będą alternatywą dla tych, dostępnych na rynku. Będą dresami, które można nosić na wiele sposobów: na sportowo, na elegancko. Od zawsze jednak uwielbiałam nietuzinkowe połączenia i kształty, dlatego moje dresy mają dopracowaną formę w każdym detalu. Poszerzone ramiona z poduchami w stylu lat 80., bufkowate rękawy (ale zwężające się w ściągacze) i spodnie na kant. Taki dres jest przede wszystkim bardzo fashion. No i do tego hafty!
Bluzy posiadają też różne hafty, każdy klient może wybrać jaki chce. Usta, oczy, buźka czy kobieta. Nie mogłaś się zdecydować na jeden konkretny haft?
Oj, zdecydowanie nie mógłby to być jeden haft, bo ja sama nie umiałam się zdecydować na jeden. Chciałam, żeby każdy miał wybór i mógł znaleźć coś dla siebie. Zwłaszcza że wszystkie te hafty to również 100% Rudej. Usteczka znajdziecie w moim logo, buźka pojawiła się już w starszych kolekcjach (mam ją też jako tatuaż), kobietę bardzo elegancką i delikatną narysowałam ręcznie na moim „stories”, tak samo jak oczka. Można też wybrać bluzę bez haftu i mieć całkowicie elegancką wersję.
Co podczas tworzenia, realizacji sprawiło Ci najwięcej trudności?
Właściwie nic, bo ten temat nie był mi obcy. Za drugim razem jest łatwiej, bo wiesz już, co zrobiłaś źle i na co zwrócić uwagę. W tym projekcie wiedziałam od razu, co chcę i jak ma to wyglądać. I kiedy udało się dość szybko zrobić idealną formę bluzy, wiedziałam, że reszta pójdzie gładko. Stworzyłam plan działania, elementy, jakie muszę zrobić i zamówić. Natomiast, jeśli ktoś miałby robić taki projekt od podstaw, nie mając w tym doświadczenia, to musiałby się liczyć z tym, że problemy będą pojawiały się na każdym etapie. Złe próbki, wiele poprawek, testowanie, sprawdzanie, tworzenie – wszystkiego trzeba dopilnować i sprawdzić trzy razy.
Po publikacji postu w social mediach na temat otwarcia sklepu pojawiła się spora dyskusja. Z jednej strony – wszyscy byli zachwyceni Twoim pomysłem i propozycjami, z drugiej strony – pojawiła się fala negatywnych komentarzy dotyczących cen. Wiem, że pomysł, materiał, haft, prąd, postawienie sklepu i wszystkie inne zmienne miały wpływ na tę kwotę. Patrząc obiektywnie, niejedna osoba wydała znacznie więcej pieniędzy na zagraniczny projekt. Dlaczego więc niektórzy mają opory przed wsparciem rodzimych, polskich produktów?
Szczerze powiem, że mam mieszane uczucia. Obserwuje te komentarze odnośnie do ceny, że jest za wysoka, a później widzę, jak kobiety na wyprzedaży w sieciówkach wydają dużo większe kwoty. Owszem, te ceny nie są niskie, nie ma co ukrywać, ale tak wygląda produkcja w Polsce. Wszystkie elementy składowe muszą kosztować, jeśli chce się stworzyć świetnej jakości polski produkt. Ja nie jestem dużą firmą, nie robię od razu setki tysięcy sztuk, więc koszt stworzenia jednej bluzy jest dużo wyższy. I tu mnie trochę to dziwi, bo wiem, że ogląda mnie sporo osób, które szyją również dzięki mnie, więc wiedzą jak wygląda produkcja, znają ceny materiałów i nie widzą różnicy między szyciem w Bangladeszu a w Polsce. A nie, jednak widzą – cenę.
Myślę, że problem tu jest jeszcze inny. Wiele osób chciałoby kupić sobie mój dres, ale ich nie stać, bo my, Polacy, po prostu za mało zarabiamy. Nasze płace są słabe, ale ja nie mam jak zejść z ceny – inaczej straci na tym pani krawcowa albo firma, która produkuje metki, pudełka czy inne elementy. Jednak nie ma też co uogólniać. Bo wiele komentarzy u mnie zaczynało się właśnie od tego, że pani pracująca w sklepie nie kupi bluzy, a chciałaby. Ciągle były poruszane tematy, że Polaków nie stać i często pisały to osoby, które mogłyby sobie na to pozwolić, bo mieszkają za granicą… I tu od razu pojawiło się w mojej głowie pytanie: od kiedy to Polacy za granicą tak się martwią i przejmują losem rodaków? Właściwie czemu znowu uogólniamy? Przecież w Polsce można zarobić. Są zawody, które zarabiają świetnie, więc nie wrzucajmy wszystkich do jednego wora.
Dodatkowo mam wrażenie, że niektórzy zapominają, że tworząc produkt (co by to nie było), sygnuję go swoim nazwiskiem, a to przecież też podbija cenę. To nie jest bluza „no name” z sieciówki, tylko bluza „Rudej” z autorskim haftem, formą. To jest bluza czy dres, którego nie będzie nagle miało pół Polski, bo to „towar” unikatowy. Nie musi być dla każdego.
Jaka jest według Ciebie granica konstruktywnej krytyki i wsparcia?
Cienka. Bardzo łatwo można komuś zrobić przykrość. Niestety słowa ranią i nie oddają często zamysłu, czy intencji osoby, która pisze te słowa. Każdy interpretuje je na swój sposób. Dlatego ja, jeśli chcę komuś coś napisać, robię to w wiadomości prywatnej i wtedy mamy pole do rozmowy. Nie komentuję postów czy zdjęć bezsensownie, bo wiem, ile pracy zaangażowania i chęci wkładają w to ludzie, i nie ma sensu podcinać im skrzydeł. Poza tym nie znam ludzi, którzy lubią krytykę, bo właściwie, to co ona wnosi do naszego życia? Dla mnie osobiście nic, a nawet wręcz odwrotnie. Mnie krytyka demotywuje do działania. Więc jeśli nie mamy nic mądrego do powiedzenia, to lepiej ugryźmy się w język.
Mam wrażenie, że niektórzy zapominają o tym, że osoby „po drugiej stronie internetu”, to nie cyborgi, a ludzie, którzy mają uczucia, taki sam czas i możliwości jak inni. Zauważyłam, że w ostatnim roku zjawisko to przybrało większą moc. Myślisz, że pandemia, zamknięcie miało na nas aż taki wpływ?
Wolałabym tak nie myśleć, ale faktycznie zauważyłam nie tylko w sieci, ale też w życiu, że pandemia nas niczego dobrego nie nauczyła, poza większym pluciem jadem i dogryzaniem innym. Zamiast zrobić coś z wolnym czasem, pomyśleć nad pasją, spędzić więcej czasu z rodziną, poczytać książki, cokolwiek, by zacząć działać, to siedzimy i przeglądamy Instagram, i patrzymy, jakby tu komuś dowalić. Oczywiście, żeby znowu nie było, że wrzucam wszystkich do jednego wora. Mam u siebie naprawdę fajną społeczność, może niewielką, ale wiem, że są tam kobitki, które są ze mną od lat, które mnie inspirują, z którymi potrafimy rozmawiać po nocach, wymieniać się pomysłami, spostrzeżeniami. Wiem, że motywuje je do działania, do tego, żeby ruszyły tyłek z kanapy i zaczęły walczyć o swoje marzenia. I wolę się skupiać właśnie na takich osobach, i dla nich tworzyć – bo to mnie też nakręca.
Jak podsumujesz okres pandemii w swoim życiu? Styczeń to czas podsumowań, refleksji i nadziei na lepszy rok. To 2020 rok był lepszy czy jednak gorszy?
Ten rok był inny. Nie mogę powiedzieć, że był lepszy czy groszy, bo był jak rollercoaster. Wydarzyło się dużo dobrego, ale też złego. Początek pandemii był kiepski, problemy z pracą zawodową, problemy zdrowotne. Później jakoś wszystko zaczęło się układać. Jestem jedną z tych osób, które się nie poddają i walczą do końca. W styczniu odebraliśmy naszego wymarzonego pieska – Tadzika. Wreszcie po trzech latach walki z deweloperem wprowadziliśmy się do wyczekanego domu, ale pożegnaliśmy też mojego jedynego, kochanego dziadka. To był rok skrajnych emocji. Testował nas wszystkich na każdym kroku. Czas pokaże, jak sobie z nim poradziliśmy.
Jakie masz plany na ten rok?
Oj, ja mam zawsze mnóstwo planów. Najbliższe z nich, to współtworzenie programu telewizyjnego o nazwie „Projekt Dom”. Razem z fantastycznymi ludźmi pokazujemy, jak w łatwy sposób zrobić coś fajnego w domu, przearanżować wnętrza, coś uszyć, pomalować. Zmienić nieco przestrzeń, w której przyszło nam siedzieć non stop, bo pewne elementy mogły nas już znudzić, a w szybki sposób można je odnowić.
Na wiosnę wyjdzie moja kolejna książka o szyciu z gotowymi wykrojami damskimi, ale będzie też coś dla panów. To będą fajne kroje, dzięki którym osoby szyjące lub chcące nauczyć się szyć, będą mogły stworzyć sobie kompletną garderobę. Chcę oczywiście rozwijać swój sklep i wprowadzać kolejne projekty – a w głowie mam ich mnóstwo. Na ten rok mam też wiele wyzwań zawodowych (pracuję w marketingu). Ale postawiłam sobie również za cel – stworzenie miniogródka z warzywami pod domem i oczywiście ogarnięcie ogrodu, to osobna działka. Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, bo na liście znalazło się sporo planów na 2021 rok, więc nie ma co pisać, tylko trzeba działać i je realizować.
Jakaś złota rada od Ciebie dla naszych czytelniczek?
Działajcie! Nie ma co się bać, analizować, słuchać innych. Jeśli nie spróbujecie, to nigdy nie będziecie wiedziały, czy było warto. Zawsze wszystko, co robię, robię zgodnie z samą sobą, tak, aby kiedyś jako babuleńka powiedzieć: „okej, próbowałam”. Jedne rzeczy wyszły mi super, inne gorzej, ale przynajmniej wiem, że było warto. Niczego nie żałuję. Życie mamy jedno i szkoda przesiedzieć je w fotelu i gdybać, co by było gdyby. To Wasze życie i tylko Wy możecie nim kierować. Od Was zależy, co z nim zrobicie. Tylko pamiętajcie – nic nie przychodzi łatwo. Na wszystko potrzeba czasu. Więc upór, systematyczność i konsekwencja to podstawa! Powodzenia! Trzymam za Was kciuki.
Z Anną Maksymiuk-Szymańską (Made by Ruda) rozmawiała Ewelina Salwuk-Marko
Sklep: https://sklepmadebyruda.pl/