Granice w związku – jak je stawiać i szanować? – w rozmowie z Urszulą Woźniakowską

Granice to warunek naszej wolności. To także pokazanie, że szanujemy i dbamy o siebie. Jest to jeden z filarów podtrzymujących związek przez który budujemy zaufanie. Dzięki nim, druga osoba nie musi domyślać się o co nam chodzi i co może robić, a otrzymuje jasno określoną instrukcję, jak może się zachować wobec nas. Stawianie granic może być trudne, jednak jest kluczowe w nawiązywaniu jakichkolwiek kontaktów.
O stawianiu granic i szanowaniu ich nie mówi się tak często. W wielu związkach jest to temat tabu. Wolimy zamieść problemy pod dywan i męczyć się, niż stawić im czoła i żyć w zgodzie z partnerem i ze sobą. Z Urszulą Wozniakowską rozmawiamy o tym jak komunikować o swoich potrzebach i przede wszystkim jak nie bać się stawiania granic w relacji.
Co właściwie oznacza stawianie granic w związku?
To nic innego jak wyrażanie siebie w taki sposób, żeby druga osoba mogła nas naprawdę poznać i uszanować. To nie jest mur, który odgradza nas od partnera, ale mapa, która pokazuje: tutaj czuję się bezpiecznie, tutaj robi mi się trudno, tutaj absolutnie nie mogę iść dalej.
Dzięki granicom relacja nie staje się chaotycznym zlepkiem dwóch osób, tylko przestrzenią, gdzie jest miejsce na „ja” i na „my”. Bez nich łatwo wpaść w pułapkę poświęcenia, w której jedno z partnerów rezygnuje z siebie, a to prędzej czy później rodzi rozżalenie i dystans.
Granice są też narzędziem budowania zaufania – partner wie, czego się po nas spodziewać i nie musi zgadywać, gdzie kończy się nasza zgoda, a zaczyna dyskomfort. W praktyce oznacza to np. określenie, jak rozmawiamy w kłótni (bez krzyku, bez obrażania), ile czasu potrzebujemy dla siebie, albo co uważamy za zdradę. Takie zasady nie odbierają wolności, lecz ją chronią.
Dlaczego tak wiele osób ma problem z wyznaczaniem ich wobec partnera?
Trudność ze stawianiem granic to bardzo często echo dzieciństwa i tego, w jaki sposób nauczono nas „być” z innymi. Jeśli od małego słyszeliśmy, że grzeczne dzieci nie mówią „nie”, że lepiej się dostosować niż ryzykować gniew czy odrzucenie, to w dorosłości takie „nie” bywa utożsamiane z zagrożeniem. Dochodzi do tego strach przed utratą partnera – bo jeśli powiem, czego nie chcę, może odejdzie. Albo poczucie winy, że wymaganie czegokolwiek to „za dużo”.
Często też mylimy granice z kontrolą i zamiast mówić o sobie, próbujemy narzucać coś drugiej osobie. W efekcie wolimy milczeć, godzić się na więcej, niż nasz organizm potrafi udźwignąć, a wewnętrznie gromadzimy napięcie, które kiedyś i tak znajdzie ujście.
Utrudnia to także kultura – szczególnie kobiety bywają wychowywane w duchu „poświęcenia” i dbania o innych kosztem siebie. W dorosłości prowadzi to do lęku. Z kolei mężczyźni nierzadko słyszą, że muszą „wytrzymać i nie marudzić”, co odbiera im prawo do ochrony własnych potrzeb emocjonalnych. Dlatego panowie, nie bójmy się pokazywać emocji, a nawet płakać!
Jak odróżnić zdrowe granice, od egoistycznego zachowania?
Granice i egoizm mogą wyglądać podobnie, ale różni je ton i intencja. Zdrowa granica opiera się na wzajemnym szacunku i komunikacie „ja” – mówi o tym, czego potrzebuję, żeby móc być w związku w sposób bezpieczny i autentyczny. Egoizm natomiast mówi językiem „ty musisz” , jest sposobem dominacji i sprowadza się do narzucania drugiej osobie swojej woli.
Granica chroni, egoizm ogranicza. Można to porównać do drzwi – granice pozwalają je otworzyć albo zamknąć w zależności od sytuacji, a egoizm to betonowy mur postawiony bez refleksji. Różnica jest więc w tym, czy mówię: „to jest coś, czego nie mogę zaakceptować dla swojego dobra”, czy raczej: „chcę, żeby było po mojemu, bo tak jest wygodniej”.
Jakie błędy najczęściej popełniamy w komunikowaniu swoich potrzeb?
Najczęściej grzeszymy nie tym, że mamy potrzeby, ale tym, jak o nich mówimy. Zamiast wyrazić je jasno, bawimy się w aluzje, licząc, że partner domyśli się, co mamy na myśli. A kiedy się nie domyśla, pojawia się frustracja i pretensja. Drugi błąd to mówienie o granicach dopiero wtedy, gdy czara goryczy się przeleje – w gniewie i podniesionym głosem, co brzmi bardziej jak atak niż jak troska o siebie.
Często też przepraszamy za swoje potrzeby, jakbyśmy nie mieli prawa ich mieć, co sprawia, że druga strona zamiast zrozumieć, czuje się osaczona i broni się. Partner nie jest jasnowidzem – im bardziej precyzyjnie wyrażamy potrzeby, tym łatwiej je usłyszeć. Dobrą praktyką jest używanie komunikatów typu: „czuję… kiedy… potrzebuję…”. To eliminuje domysły i zmniejsza ryzyko nieporozumienia.
A więc jak rozmawiać o nich, aby nie wywołać konfliktu?
Sekret tkwi w tym, jak zaczynamy. Jeśli wchodzimy z impetem i pretensją, druga strona automatycznie staje w obronie. Dlatego warto zacząć miękko, odwołując się do tego, co nas łączy: „mówię ci o tym, bo jesteś dla mnie ważny”. Potem opisać sytuację, jak ją widzimy, i dodać, co czuliśmy – bez obwiniania, tylko mówiąc o sobie. Dopiero na końcu przedstawić prośbę czy propozycję.
Taka konstrukcja sprawia, że partner słyszy, co się w nas dzieje, a nie jedynie zarzut. A jeśli jeszcze zapytamy: „jak to dla ciebie brzmi?”, rozmowa zamienia się w dialog, a nie monolog z wyrzutami.
Bardzo ważne jest także wybranie odpowiedniego momentu, nie w pośpiechu i ferworze walki, a w momencie gdy mamy przestrzeń na spokojną rozmowę i jesteśmy po tej samej stronie.
Czy granice stawiane w relacji mogą się zmieniać w zależności od etapu związku?
Oczywiście – granice to nie marmur, lecz żywa tkanka, która rozwija się wraz z relacją. Na początku zwykle potrzebujemy więcej prywatności i niezależności, bo zaufanie dopiero się buduje. W miarę, jak bliskość rośnie, niektóre granice stają się bardziej elastyczne – na przykład łatwiej nam dzielić przestrzeń czy obowiązki. Ale pojawiają się też nowe, związane z kolejnymi etapami życia: wspólne mieszkanie, dzieci, starzenie się.
Są jednak takie granice, które powinny pozostać stałe – jak potrzeba szacunku, bezpieczeństwa emocjonalnego czy wolności od przemocy. Elastyczność granic nie oznacza ich braku, ale umiejętność dostosowania ich do zmieniających się realiów, bez rezygnacji z fundamentów.
Jak reagować, gdy partner nie szanuje naszych granic?
To jeden z najtrudniejszych momentów, bo wymaga od nas odwagi i konsekwencji.
Pierwszy krok to zawsze zakładać, że partner mógł czegoś nie zrozumieć. Warto więc spokojnie powtórzyć, co jest dla nas ważne i dlaczego. Ale jeśli przekroczenia powtarzają się, trzeba jasno pokazać, że granica bez konsekwencji nie istnieje. I tu chodzi nie o karanie, ale o ochronę siebie. Jeśli ktoś czyta moje prywatne wiadomości, mogę zablokować dostęp do telefonu. Jeśli nie szanuje mojego „potrzebuję przerwy”, mogę przerwać rozmowę i wyjść.
Jeżeli mimo konsekwencji partner nadal lekceważy granice, to sygnał ostrzegawczy. W zdrowej relacji druga osoba powinna przynajmniej próbować zrozumieć nasze potrzeby. Brak reakcji często świadczy o braku szacunku, a to temat, którego nie da się przemilczeć.
Co zrobić, gdy boimy się stawiać granice aby nie zranić partnera?
Szczerość może zaboleć, ale brak szczerości w końcu zrani dużo mocniej. Mówienie o granicach to nie atak na drugą osobę, ale zaproszenie do prawdziwej bliskości.
Jeśli się boisz, zacznij od małych kroków – powiedz o drobnej potrzebie, sprawdź, co się stanie, zbierz doświadczenie, że świat się nie zawalił. Możesz też ubrać swoje słowa w czułość: „mówię ci o tym, bo mi na nas zależy”. To zdanie zmienia cały kontekst, bo partner słyszy, że twoja granica nie jest bronią przeciwko niemu, tylko mostem między wami.
Warto też pamiętać, że partner ma prawo czuć emocje wobec naszych granic – może być zaskoczony, rozczarowany czy nawet zirytowany. To naturalne. Może się nawet z tobą nie zgadzać, ale będzie chciał zrozumieć.To nie znaczy, że granice są złe. Wręcz przeciwnie – jeśli wywołują reakcję, to znak, że dotknęliśmy czegoś ważnego.
Czy postawione przez nas granice mogą wzmocnić bliskość w związku?
Tak, i to bardzo. Paradoksalnie to właśnie granice są fundamentem intymności. Jeśli wiem, że moje „nie” będzie uszanowane, mogę bez lęku mówić „tak”. Jeśli mam pewność, że nie zatracę się w relacji, mogę wejść w nią jeszcze głębiej.
Granice sprawiają, że bliskość nie staje się dusząca, tylko bezpieczna – bo wiem, że mogę oddychać i mam przestrzeń dla siebie. To w tej przestrzeni rodzi się prawdziwa tęsknota, pożądanie i szacunek. Bez granic relacja łatwo zmienia się w zlanie się, a zlanie się zabija iskrę.
Jakie codzienne praktyki pomagają utrzymać nam równowagę między „ja” i „my”?
Równowaga nie rodzi się z wielkich gestów, tylko z małych codziennych rytuałów. Raz w tygodniu można usiąść i zapytać siebie nawzajem: co było dobre w tym tygodniu, co trudne i czego potrzebuję w kolejnym.
Warto pielęgnować małe rytuały łączności: wspólna kawa, krótki spacer, powtarzalne „nasze” rzeczy. A jednocześnie świadomie pozwalać sobie na czas osobno – spotkania ze znajomymi, pasje, ciszę. To właśnie równoległe pielęgnowanie „ja” i „my” sprawia, że relacja ma w sobie zdrową dynamikę, a nie staje się więzieniem.
Dobrym nawykiem jest też dawanie sobie nawzajem małych znaków uwagi – krótkiej wiadomości w ciągu dnia czy gestu wdzięczności. Dzięki temu „my” jest stale podtrzymywane, a „ja” nie znika.
Urszula Woźniakowska

Trenerka relacji oraz indywidualna konsultantka. Prowadzi profile na Tiktoku oraz Instagramie pod nazwą @urszula_wozniakowska oraz konsultacje 1:1, na które można zapisać się przez wiadomość prywatną. Jej krótkie filmiki i przydatne rady przyciągnęły już ponad milion osób. Czyni ją to jedną z najpopularniejszych polskich twórczyń w tej dziedzinie. Chętnie podejmuje się tematów toksycznych relacji, przyjaźni i związków, roli singielstwa i rozstań.
Co jednak czyni ją wyjątkową? Do wszystkiego podchodzi z humorem i pełnym luzem ale co najważniejsze, wie jak to połączyć z motywacyjnym i psychologicznym przekazem. Ula zwraca szczególną uwagę na świadomość własnych potrzeb. Jej przesłanie jest bardzo proste – zdrowe relacje zaczynają się od zdrowej relacji z samym sobą.
