Hultajska mama
Anka Jankowska-Wiśnios – tancerka, choreograf, wokalistka, reżyser, a także projektant oświetlenia teatralnego. Teatr przez wiele lat był jej drugim życiem. Była twórcą a zarazem tancerką w tworzącym w Berlinie polsko-fińskim duecie TRAVA, który zjeździł cały świat ze swoimi spektaklami, zaś po powrocie do Polski pracowała jako twórca ruchu scenicznego w wielu spektaklach dramatycznych, np. w spektaklu „Grupa Laokoona” w Teatrze Wybrzeże, „Niedokończona historia” w Teatrze Nowym w Zabrzu czy „Transatlantyk” w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Bez wątpienia kobieta z pasją i artystyczną duszą. Aktywna mama, łącząca doskonale życie osobiste z zawodowym i jak się okazuje, także kobieta wielu talentów – niedawno stworzyła rozwijającą się w błyskawicznym tempie designerską markę odzieżową Hultaj Polski, szyjącą takie same ubrania dla dzieci i dorosłych. Ciuchy o prostych krojach, bez zbędnych ozdób, szyte na zamówienie w każdym rozmiarze zyskały w przeciągu kilku miesięcy wielką popularność wśród klientów. Nam opowiada o swojej pasji, macierzyństwie i modzie na Hultaja.
Twoje osiągnięcia zawodowe przed założeniem marki są niezwykle imponujące. Co spowodowało, że zdecydowałaś się odsunąć je na bok i zająć się zupełnie nową dziedziną?
Kiedy byłam młodsza, teatr dawał mi wiele satysfakcji. Byłam w ciągłej podróży, spotykałam nowych ludzi, oglądałam miejsca, do których w innym wypadku nie pojechałabym pewnie nigdy. Adrenalina grania, przyjemność tworzenia – to właśnie to, o czym się marzy, prawda? 🙂 Kiedy mamy lat kilkanaście, to właśnie wydaje się nam najciekawszym sposobem na życie. Ale minęło wiele lat i ekscytacja opadła. Przestałam mieszkać w Berlinie, wróciłam do Warszawy, a tutejsze życie teatralne nie było już tak bardzo zniewalające. Potem pojawiła się moja wielka miłość… Moja córka Sonia Mia. Wtedy wszystko się zmieniło. Wyjazdy, które były wcześniej tak bardzo ekscytujące, okazały się problemem. Nie było już czasu na to, co jest tak ważne w tworzeniu teatru – na refleksję, na lenistwo, na czytanie w takich ilościach jak przedtem. Ale myślenie twórcze to chyba coś, co nie umiera. Walczyło, walczyło, aż w końcu wywierciło sobie dziurkę i wydostało się na światło dzienne pod postacią Hultaja.
W firmie jesteś projektantką, osobą odpowiedzialną za kontakt z klientami, podwykonawcami, jeździsz na targi mody, jednocześnie – w domowym zaciszu jesteś szczęśliwą mamą i żoną. Jest jakaś uniwersalna recepta na pogodzenie życia zawodowego z macierzyństwem i bycie aktywną mamą?
Chyba wszystkie kobiety są mistrzyniami wielozadaniowości. Firma pochłania ogromne ilości czasu i muszę się teraz nauczyć istnieć w rodzinie na nowych warunkach. Dotychczas było tak, że po prostu wyjeżdżałam. Znikałam na próbach w innym mieście, a kiedy wracałam, poświęcałam córce i mężowi cały swój czas. Teraz jestem w domu, ale czasu, który mogłabym poświęcić rodzinie w całości, mam mniej. Staram się wytworzyć w sobie umiejętność oceniania ważności spraw, robienia listy priorytetów. Co jest ważniejsze teraz – poczytanie córce, czy odebranie maila, który może poczekać pół godziny. Ale uczymy się też tego, że są sprawy, które poczekać nie mogą. Mam wrażenie, że to uczy naszą córkę większej samodzielności i odpowiedzialności. Recepty uniwersalnej pewnie nie ma. Ale można chyba powiedzieć, że jednym z kluczy do godzenia wielu funkcji jest spokój i robienie listy „spraw do załatwienia” na bieżąco.
Kobiety po urodzeniu dziecka często ulegają presji społecznej, wiążącej się z rezygnacją z kariery zawodowej i pozostaniem w domu z dzieckiem, mimo chęci aktywności zawodowej. Odczuwałaś kiedyś taką presję, bądź miałaś chwile zwątpienia, że być może nie dasz rady pogodzić tych dwóch sfer?
Wróciłam do aktywnej pracy, kiedy córka miała 6 tygodni. Czułam wtedy wielki strach, że nie potrafię zapanować nad zmianami, które zajdą w moim życiu i że muszę działać natychmiast. Teatr nie jest przyjaznym miejscem dla mam. Nie toleruje spóźnień, zwolnień, chorób. Nie jest elastyczny i nikogo nie interesuje, że dziecko właśnie śpi albo ząbkuje. Nie jest to łatwe, bo sztuka wymaga dużej dozy egoizmu, stawiania na samorozwój. Trzeba być gotowym na wyjazdy, warsztaty. A macierzyństwo kieruje kobietę w stronę przeciwną. Znam mamy, które usłyszały po urodzeniu dziecka, że „przestały być twórcze”, „przestały się rozwijać”. Byłam taką perspektywą przerażona. Chciałam za wszelką cenę pozostać sobą, taką jaką byłam wcześniej. Ale jednocześnie być dobrą mamą. To kosztowało mnie tak wiele, ze nawet nie zauważyłam, jak wpędziłam całą rodzinę w koszmar mojego poczucia winy na każdym froncie. Sama byłam tak przerażona i sfrustrowana, że zaczęłam ciężko chorować, ale mimo tej choroby cały czas pracowałam i jeździłam. Któregoś dnia zrozumiałam, że tak dalej nie dam rady, że muszę podjąć decyzję, która zmieni całe moje życie. Nie mogę się tłumaczyć światu z faktu, że jestem Matką. Jestem nią i już. A więc musi być tylko jedna instytucja przed którą odpowiadam. Moja rodzina.
Skąd pomysł akurat na Hultaja?
Pomysł na Hultaja powstał w samochodzie. Jakiś czas wcześniej założyliśmy już z mężem firmę, która robiła artystyczne nosidła mei tai dla dzieci. Poświęcaliśmy tym nosidełkom mnóstwo czasu starań, bo prawie każde z nich było inne – ze skomplikowanym haftem, aplikacjami z jedwabiu. Żeby zrobić jedno nosidełko, miesiącami szukałam odcieni tkanin. Byliśmy tym zmęczeni i ciągle szukaliśmy pomysłu na to, co dalej. Pewnego dnia usiadłam i zaczęłam rysować dzieci w ubrankach. Przyjrzeliśmy się rysunkom i już wiedzieliśmy, że to jest właśnie to. Pozostawała sprawa nazwy. Wracaliśmy samochodem z wakacji zimowych, mała spała, a my wymyślaliśmy. Nie pamiętam, które z nam pierwsze użyło tego sformułowania, ale pamiętam, że kiedy padło ” Może…Hultaj? Czekaj, nie! Hultaj Polski!” , wiedzieliśmy obydwoje, że takie właśnie będą nasze ciuchy. Hultajskie.
Hultaj dla każdego, czy tylko dla hultajów?
Hultaj dla hultajów. Przecież każdy z nas ma w sobie hultaja 🙂 Wystarczy tylko się lepiej przyjrzeć.
Chwalisz sobie bliski i dobry kontakt z klientem, dlaczego? Przy dzisiejszej wszechobecnej masówce to rzadko spotykane.
Marketingowo idziemy pod prąd w wielu sprawach. Dla mnie firma nie jest metodą na szybkie wzbogacenie się. Firma jest sposobem na kontakt z ludźmi. Sprzedaję szczególne ciuchy szczególnym ludziom. I chcę ich poznać.
Z czego czerpiesz inspiracje, tworząc projekty ubrań? Na co zwracasz szczególną uwagę przy ich tworzeniu?
Inspiracja 🙂 Na to pytanie odpowiadałam całe życie. Skąd pomysł na spektakl? Skąd pomysł na ubrania? Nie wiem. Mówię to zupełnie szczerze. Inspiracja to coś, co otacza nas zewsząd. Kolor nieba, obejrzany film i rozmowa z przyjaciółkę potrafią czasem wytworzyć taki miks, z którego powstaje spektakl albo kurtka. Wystarczy patrzeć, chwytać i korzystać. Przy projektowaniu ubrań zwracamy szczególną uwagę na wygodę. Hultaj musi czuć się swobodnie. Nasze ubranka muszą być też łatwe do uprania. No i proste. Bo hultajom przystoi prostota, która jest zarazem elegancją.
Masz już jakieś plany na rozwój firmy w przyszłości?
Firma rozwija się jak szalona. Okazuje się, że Hultaje są wszędzie. W Polsce i za granicą. Mam marzenie, które ma szanse na spełnienie tej jesieni. A tym marzeniem jest sklep stacjonarny. Jesteśmy już blisko, coraz bliżej. A dalsze plany? Hultaja mojego widzę ogromnego 🙂 Widzę go w Paryżu, w Madrycie i w Moskwie. Widzę go też w Radomiu, w Skierniewicach. Już chodzi po Brukseli i po Londynie. A potem? Kto wie, dokąd dotrzemy.
Z Anną Jankowska-Wiśnios rozmawiała Magdalena Smolarczyk
Polecam i stronę i artykuł!
Fajne dzieciaczki 😉
Fajne dzieciaczki 😉
Fajne dzieciaczki 😉