Pszczelarka Ola, która odnalazła cel w swoim życiu – Wywiad
Nie wiem dlaczego, ale w naszym społeczeństwie przyjęło się, że pewne zawody są zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Sama złapałam się na tym, że zaintrygowało mnie zainteresowanie Aleksandry Nowackiej – która jest Pszczelarką. Jej pozytywne nastawienie, motywacja i chęć rozwoju – niesie za sobą wspaniałe przesłanie. O pszczołach mówi się od wielu lat! W końcu sam Albert Einstein powiedział kiedyś „Od chwili gdy zginie ostatnia pszczoła, człowiekowi pozostaną cztery lata życia.” Z takimi osobami jak Aleksandra – nie powinno nam to grozić! Pszczelarka oprócz hodowlą pszczół, zajmuje się szerzeniem wiedzy w tej dziedzinie. Jej ciężka praca i misja – na pewno Was zainteresuje!
Ewelina Salwuk-Marko: Niedawno „do łask” wróciły feminatywy. Czy wolisz określenie „pszczelarka” czy „pszczelarz”? Jak lepiej się do Ciebie zwracać?
Aleksandra Nowacka: Oczywiście, że Pszczelarka i to przez duże ,,P” (uśmiech). To tak dumnie brzmi! Niewiele kobiet decyduje się włożyć kapelusz i podejść do ula. Jest to profesja całkowicie zdominowana przez mężczyzn. Na przykład w kole pszczelarzy do którego należę na wszystkich 83 członków, jedynie 11 osób to kobiety, czyli około 13% (stan na 17.05.2020 r.). Pomijam już fakt, że trzeba mieć dużo krzepy, żeby udźwignąć wiadra pełne miodu albo korpusy z ramkami, bo na naszej pasiece większość z nich to ciężkie, drewniane konstrukcje wykonane jeszcze przez mojego dziadka. Nawet mój tata zaczyna mieć problem z ich podniesieniem, ale pszczelarstwo to przede wszystkim pasja i myśl o tym, że dbamy o stworzenia, które odpowiadają za pochodzenie 90% pożywienia na świecie, rekompensuje wszelki trud.
E.S-M: Pszczelarsto masz we krwi po tacie i dziadku – ale nie jest to łatwa profesja. Co spowodowało, może jakieś wydarzenie, sytuacja, czy po prostu geny, że zainteresowałaś się hodowlą pszczół?
A.N: Pszczelarstwo to pasja wymagająca dyscypliny i zaangażowania. Tego nie można się nauczyć. To trzeba poczuć. Podobnie było ze mną. Jako dziecko pamiętam kilka uli na ogródku za domem moich dziadków. To było osiedle domków jednorodzinnych, w centrum miasta. Kiedyś każdy z okolicznych sąsiadów miał chociaż kilka rodzin i nikomu to nie przeszkadzało. Zaczęło brakować miejsca na osiedlu. Do dziś pamiętam jak jeździłam wtedy z tatą do Urzędu Gminy, żeby uzyskać zgodę na dzierżawę kawałka ziemi poza miastem. Gdy miałam około 7 lat, zabierano mnie do pomocy podczas miodobrania. Wtedy cała rodzina była zaangażowana w pracę. Tata z dziadkiem pracowali przy ulach, a ja razem babcią Nowacką, moją Mamą i jej tatą, wirowaliśmy miód w maleńkim pokoiku starego PGR-u. Wyobraź sobie środek lata, gorąco jak w piekle, a my zamknięci w pokoju bez klimatyzacji. Wirówkę wprowadzaliśmy w ruch ręcznie. Wtedy miodobranie potrafiło trwać dwa dni od rana do późnej nocy. Więcej było, też miodu, niestety… Teraz mamy profesjonalną pracownie i wirówkę automatyczną więc praca jest lżejsza i mniej czasochłonna.
E.S-M: Dlaczego nie mogliście sobie otworzyć drzwi?
A.N: Postaw się w roli pszczół. Dwóch ludzi przychodzi do Twojego domu, mami Cię dymem z podkurzacza i wykorzystuje chwile słabości, żeby zabrać Twój zapas pożywienia, na który cała Twoja rodzina pracowała przez ostatnie tygodnie. Myślisz sobie: ich jest dwóch, a nas cała armia, trzeba odzyskać co nasze! Wtedy pszczoły wylatują na poszukiwania, a gdy któraś Cię odnajdzie to zaraz zawoła siostry i do końca pracy nie dadzą Ci spokoju. To bardzo uciążliwe.
E.S-M: Ale wciąż nie wiemy co było momentem przełomowym, że zaczęłaś pszczelarzyć?
A.N: Właściwie nie było takiego momentu. Wszystko przyszło stopniowo. Jestem jedynaczką, więc całe życie chuchano na mnie, żebym się nie pobrudziła albo nie zrobiła sobie krzywdy. Nie miałam szans na złapanie bakcyla. Później wyjechałam na studia do Wrocławia i moje życie zmierzało w innym kierunku. W między czasie zmarli moi dziadkowie. Tata i babcia Nowacka nie młodnieją, więc naturalnie przyszła kolej na mnie. Teraz mieszkam w Warszawie, a w rodzinnym mieście jestem znacznie częściej niż kiedyś. I chyba faktycznie pszczelarstwo mam w genach, bo zauważyłam, że tak jak dziadek lubię przesiadywać koło uli i przyglądać się zachowaniom pszczół.
E.S-M: To Twój trzeci sezon pracy na pasieczysku. Jak wygląda taka praca? Ile czasu zajmuje?
A.N: Na to pytanie na ma jednoznacznej odpowiedzi. Oczywiście pewne zadania się powtarzają, ale wykonujesz je w różnym czasie i w różnym tempie, bo nasza praca jest ściśle uzależniona od pogody i sił naszych rodzin. Praca pszczelarki, pszczlarza wymaga zaangażowania przez cały rok. Zawsze jest coś do zrobienia. Jak nie przy ulach czy wokół nich, to w pracowni. Jedyny stały punkt programu to wczesna pobudka, jeśli zaplanowana jest praca na pasiece. Później słońce – jest nie do zniesienia.
E.S-M: Jak duże są pasieki, którymi się zajmujesz?
A.N: W tym roku udało nam się przezimować 67 rodzin. Przeciętna pasieka składa się z około 22 rodzin. Pszczelarstwo w Polsce zyskuje ostatnio na popularności. Z roku na rok rejestrowanych jest coraz więcej rodzin. Powstają pasieki miejskie oraz wiele przydomowych, liczących do 5 uli. Jeśli ktoś ma chęci, to przy niewielkim nakładzie finansowym, może kupić kilka rodzin, używany sprzęt i dołączyć do naszego grona.
E.S-M: Czyli to nie prawda, że pszczół jest coraz mniej?
A.N: Spadek populacji pszczoły miodnej jest szczególnie widoczny w USA. Jednak najgorsza sytuacja jest w Chinach, gdzie od kilku lat sadownicy sami muszą zapylać swoje drzewa. To wywołuje u mnie śmiech przez łzy. W Polsce, sytuacja nie jest aż tak dramatyczna. Coraz więcej osób zajmuje się pszczelarstwem amatorsko. Największym zmartwieniem każdego z nas, jest obecnie system gospodarki rolnej opartej na monokulturach oraz niewłaściwe stosowanie środków chemicznych (pestycydów). Użycie ich chociażby o złej porze dnia, wywołuje u pszczół ostre zatrucia, co osłabia ich zdolność do pracy, a w skrajnych przypadkach powoduje śmierć całych rodzin i pasiek. Do tego dochodzi kwestia związana ze zmianami klimatycznymi, czyli wydłużenie okresu wegetacyjnego roślin, długotrwałe susze, ulewne deszcze i silne wiatry. To wszystko ma wpływ na wydajność nektarową pożytków. Świat pszczół staje na głowie, żeby sobie z tym wszystkim poradzić. Co z tego, że roślina obrodzi w kwiaty, skoro w gruncie brakuje wody i nie jest zdolna wytworzyć nektaru?
E.S-M: Czy możemy jakoś pomóc pszczołom?
A.N: Jest cała masa różnych sposobów, ale przede wszystkim musimy sobie uświadomić problem, jakim jest ocieplenie klimatu i zrozumieć konsekwencje naszych codziennych zachowań. To połowa sukcesu. Wiele rzeczy robimy automatycznie, bo jesteśmy przyzwyczajeni do szybkiego i łatwego życia. Nie ma w nas poczucia odpowiedzialności. Widzę to szczególnie w pokoleniu moich rodziców i dziadków, którym jest wszystko jedno, bo przeżyli ponad połowę swojego życia. Natomiast ja – reprezentuje inny głos. To głos młodych ludzi, którzy mają siłę i chęci by coś zmienić. Środowisko to system naczyń połączonych, więc cokolwiek zrobisz, wpłynie to poniekąd również na pszczoły. Sceptyk powie, że zmiany powinny wprowadzić koncerny i rządy państw, bo to oni odpowiadają za obecny stan rzeczy, ale prawda jest taka, że to Ty rządzisz. Twoje decyzje i wybory mają wpływ na to, czy Ci na górze mają pełne portfele. Jeśli ich wpływy spadną to będą musieli się zmienić, a do tego czasu oprócz Ciebie swoje podejście zmienią też Twoi najbliżsi, a później ich najbliżsi i z jednej niepozornej osoby robi się całkiem spora grupa.
E.S-M: Czego się nauczyłaś podczas pracy jako pszczelarka?
A.N: Przede wszystkim wrażliwości na przyrodę. Dawno nic mnie tak nie ucieszyło jak widok wzrastającej łąki kwietnej, na naszej pasiece. Radość jest jeszcze większa, bo samodzielnie przekopałam całe 10 metrów kwadratowych darni! Taką łąkę możesz posiać w długiej skrzyni na swoim miejskim balkonie. To prawdziwy raj dla pszczół i dzikich zapylaczy. Na moim wzrasta miododajna lawenda, nagietek, aster, cynia, geranium, pelargonia, chaber, czarnuszka, żmijowiec oraz zioła takie jak: szałwia, tymianek, rozmaryn i kocimiętka. Gorąco zachęcam do dbania o rośliny i przestańmy sadzić te okropne tuje. Działka moich rodziców graniczy z sąsiadami, który postanowili odciąć się od nich tujami przez co żaden kwiat nie może się utrzymać w ich pobliżu. Tuje trują sadzonki, a i pożytku z nich żadnego.
Sianie łąki Dwumiesięczna łąka
E.S-M: Co powinniśmy wiedzieć o pszczołach? Czy są jakieś ciekawostki?
A.N: Ich świat jest pełen ciekawostek, o których mogłabym pisać książki jednak jest jedna rzecz, która chyba najbardziej fascynuje. Chodzi o ich taniec. Zjawisko to opisał profesor Karl von Frisch, a za swoje badania otrzymał nagrodę Nobla. Gdy pszczoła odnajdzie jakiś pożytek, to musi opracować najkrótszą drogę by do niego dotrzeć. W tym celu wylatuje z ula około 10 razy i zapamiętuje optymalną trasę przelotu. Gdy jest już pewna, to po powrocie do ula – wokół niej gromadzą się jej siostry, które zastygają w bezruchu, a tancerka uderza odwłokiem przy każdym swoim ruchu w ich wyprostowane czułki. W ten sposób tworzy określony wzór, który umożliwia odczytanie zakodowanych w nim informacji i przekazanie ich dalej.
E.S-M: Prowadzisz blog www.pszczelamatka.pl jaki jest jego cel? Chcesz się dzielić zdobytą wiedzą? A może propagować wśród ludzi pozytywny aspekt pszczół?
A.N: Zaczęło się od profilu w mediach społecznościowych. To była wiosna, czas przygotowań do sezonu. Miałam mnóstwo materiałów i zagadnień, o których chciałam napisać. Żyjemy jednak w czasach, gdzie ludzie nie lubią czytać tak jak dawniej. Potrzebują krótkich informacji, najlepiej w formie kilkusekundowego filmu. Dlatego moje wpisy na Facebook-u ograniczyłam do zdjęć z jednozdaniowym opisem. Natomiast jeśli kogoś bardziej interesuje świat pszczół to na moim blogu znajdzie garść rzetelnej wiedzy spisanej w zrozumiały dla każdego sposób. Jestem otwarta na propozycje moich czytelników więc pomysły na kolejne wpisy można wysyłać na adres: kontakt@pszczelamatka.pl. Zapraszam do mojego świata.
Koniecznie odwiedźcie:
Facebook www.facebook.com/nowaccy
Blog www.pszczelamatka.pl
Instagram www.instagram.com/pszczolkanowacka/