Moje 30 dni z Ewą Chodakowską
Niedawno na swoim facebookowym profilu napisała, że gdy ktoś wyraża w stosunku do niej nienawiść, uśmiecha się. To dla niej komplement. Kto? Ewa Chodakowska.
Muszę przyznać, że początkowo ta cała gadka o endorfinach wyzwalanych podczas wysiłku fizycznego strasznie mnie irytowała. Nigdy nie miałam problemów z nadwagą, lubiłam od czasu do czasu pobiegać czy iść na basen. Ale robić tyle szumu wokół kilku skłonów i wypadów? „Bez przesady”- kwitowałam sceptycznie unosząc brwi.
Książka „Zmień swoje życie z Ewą Chodakowską” po raz pierwszy wpadła mi w ręce zupełnie przypadkowo, i, prawdę mówiąc, nie przeczytałam wtedy ani jednej strony. Przekartkowałam, krzywiąc się na słowa typu „mąka razowa”, „regularny” czy „tempo”. Moje lenistwo, i być może po części zazdrość ( to idealne ciało na okładce…) sprawiły, że nabrałam jeszcze większej niechęci. Pomyślałam, że ta cała książka to kolejny „produkt”, coś, co zmienia człowieka w maszynę do ćwiczeń, która zasila się jedynie waflami ryżowymi, nie zwracając uwagi na nic innego.
Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam do mojej siostry. Wieczorem zamiast, jak to miałyśmy w zwyczaju, zasiąść przed telewizorem z miską chipsów Renatka weszła do pokoju ze stoperem w jednej dłoni, i butelką wody- w drugiej. Pod pachą widniał egzemplarz „Zmień swoje życie…”.
„Ty też!?”- jęknęłam zdegustowana, patrząc na nią z politowaniem. Uśmiechnęła się tylko. Przybierając maskę obojętności pozornie zapatrzyłam się w ekran telewizora, podglądając siostrę ukradkiem. Gołym okiem było widać, że ćwiczenia nie są proste i łatwe, ale jakimś cudem na jej twarzy ciągle widniał uśmiech i dzika determinacja. Dawno jej takiej nie widziałam! Jeszcze tego samego wieczora podkradłam jej książkę i przeczytałam wstęp, przejrzałam też uważnie program ćwiczeń oraz dietę. Mimo wątpliwości, postanowiłam, że spróbuję.
Pierwszy dzień przebiegł zaskakująco łatwo. „Dieta” okazała się nie być „dietą”, a zmianą pewnych nawyków, natomiast ćwiczenia, które powtarzałam seriami nie były nudne i aż tak trudne. Spodobało mi się to, że moje ciało „idzie na współpracę”. Nie byłam głodna, a do łóżka położyłam się z uśmiechem a twarzy. Gdy następnego dnia się obudziłam myślałam, że nie wstanę z łóżka. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy poczułam ból rozchodzący się po całym moim ciele. Zakwasy. Byłam wręcz zaskoczona- z moją kondycją jest aż tak źle? Cały dzień naburmuszona patrzyłam na książkę, jednak po przeczytaniu „Motywacji” postanowiłam, że powalczę. Po 30 minutach ból zelżał, a ja szczęśliwa wpatrywałam się w sufit.
„Oj Aśka- pomyślałam- chyba i Tobie odbije na punkcie Ewki”. I tak się stało. Każdego dnia zauważałam zmiany. I wcale nie chodziło tylko o te, które zachodziły na moim ciele- zaczęłam czuć się pewniej sama ze sobą, codzienne czynności sprawiały mi większą radość. Zaczęłam częściej gotować, planować moje posiłki. Kuchnia stała się miejscem przeżywania przygód, swoistą pracownią, w której powstawały małe dzieła sztuki- moje obiady! J Nie zrezygnowałam z przyjemności, którą daje jedzenie. Piekłam nawet ciastka, chociaż w zdrowszej wersji. Natomiast treningi stały się czasem, w którym odkrywałam swoje coraz większe możliwości. Przestałam czuć się senna i bezradna. Stosunek do moich marzeń zmienił status z „nieosiągalne”, do „dlaczego nie?!”. Moje obawy okazały się śmieszne- nie zmieniłam się w robota, który obsesyjnie walczy o zgrabną sylwetkę, a osobą, która wytrwale walczy o siebie- o zdrowie, ideały, wartości i pasje. Aktywność fizyczna nie stała się moim życiem, ale czymś, dzięki czemu moje życie stało się lepsze. Zrozumiałam, że skoro moje ciało jest zdolne do wielkich rzeczy, umysł też to potrafi.
„ Bądź co dzień lepszą wersją wczorajszej siebie” brzmi sztandarowe hasło Ewy Chodakowskiej- i wiecie co? Jest o co walczyć!
Czas zabierać się za treningi, jednym słowem. 🙂