Styl normcore – nowy trend!
Nie masz w co się ubrać? Wyjdź tak jak chodzisz po domu!
Normcore to niechęć do bycia modnym czy nowy trend? Na obie odpowiedzi można odpowiedzieć twierdząco. Za paradoks można uznać „subkulturę”, która odwróciła się od mody i jednocześnie stała się jej częścią. Kiedy czasy hipsterów powoli przemijają, bycie oryginalnym przestaje zachwycać, a ciuchy z sieciówek nosi każdy, trendsetterzy wymyślają nowy pomysł na styl bycia – zwyczajność, casual, normcore. Na pierwszy plan wychodzi normalny ubiór. Młodzież zdała sobie sprawę z tego, że dzisiaj każdy może nosić vansy, balerinki czy baskinki. To nie szata świadczy o indywidualności, a nasze wnętrze. Dziś ideałem jest no-life, moskit, niegdyś wygwizdany przez szkolną społeczność za kiepski gust, dziś mający wysoki status społeczny, prestiż i pieniądze.
Pamiętacie Steve’a Jobsa? Twierdził, że nie przywiązuje wagi do tego, co nosi i nikomu nie przeszkadzał sposób w jaki się ubierał, ponieważ doceniano jego charyzmę i geniusz. To osobowość świadczy o człowieku, jego dokonaniach i popularności w danej społeczności, nie ubiór. Dziś każdy chce wyglądać tak jak on, ponieważ dokonał wiele, a nie dlatego, że założył garnitur od Armaniego czy Gucciego, czego prawdopodobnie nigdy nie zrobił. W teorii taki garnitur może mieć każdy. Charakteru nie można kupić i coraz więcej młodych osób promujących normcore zaczyna manifestować swój sposób myślenia.
Wśród współczesnych normcore’owców królują podarte proste jeansy w stylu lat 90., czarne lub białe t-shirty, porozciągane wełniane swetry czy bluzy. Kolejną charakterystyczną cechą dla tego stylu są elementy ubioru sportowego, jak np. adidasy, najki czy dresy w różnych krojach i kolorach. Często stroje uzupełniane są o kapelusze, oversizowe płaszcze i birckenstocki. Ma być wygodnie, na luzie i niezobowiązująco. Resztę stroju dopełni osobowość i fantazja.
Monika Ostrowska
Źródło zdjęć: