Czuję, że wkroczyłam w najlepszy okres swojego życia. Wywiad z Iloną Adamską

Gdy rozmawiam z właścicielami marek i pytam ich, co decyduje o tym, że wybierają mnie do swoich kampanii, wszyscy zgodnie odpowiadają: klasa, charyzma, dojrzałość, kobiecość i to, że jestem inspiracją dla wielu kobiet. Wygrywam tym, co robię na co dzień. Kobiety chcą mnie słuchać, szanują mnie. Chcą nosić to, co ja” – opowiada nam Ilona Adamska, właścicielka Agencji Wydawniczo Promocyjnej I.D.Media, redaktor naczelna Law Business Quality i Imperium Kobiet, prezes Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu, wreszcie modelka i fotomodelka, która w tym zawodzie łamie wszelkie stereotypy.

Ewelina Salwuk-Marko: Jak zaczęła się Twoja przygoda z modelingiem?

Ilona Adamska: Od przypadku, choć mówi się, że w życiu nie ma przypadków. Gdy byłam w 4 klasie liceum i przygotowywałam się do matury, prenumerowałam czasopismo dla maturzystów „Cogito”. Któregoś razu pojawiło się w nim ogłoszenie o castingu do warszawskiej agencji Eastern Models. W całkowitej konspiracji, nie mówiąc o tym nikomu, wysłałam listem poleconym swoje zdjęcia. Tak naprawdę nie wierzyłam w to, że ktoś się odezwie. Byłam wtedy zakompleksioną dziewczyną, która oddawała się wielkiej pasji – koszykówce. Poważniejsze plany na przyszłość wiązałam raczej ze sportem, graniem zawodowo w kosza niż pracą modelki. Mijał miesiąc, dwa. Odpowiedzi nie było. Tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem brzydka. I totalnie zapomniałam o tym castingu. Po jakiś 3 miesiącach zatelefonowano z zaproszeniem na rozmowy do Warszawy. Powiedziałam o tym mamie. Dostałam warunek: najpierw matura, potem modeling. Poczekałam więc do zdania matury i zaraz po niej pojechałam z mamą pociągiem do stolicy. Powiedziano mi, że wymiary mam super, ale musimy poczekać, aż podrosną mi włosy – miałam wtedy fryzurę do ucha, żeby grało mi się wygodniej w kosza. W tym samym czasie dostałam się na studia do Krakowa. Trafiłam pod skrzydła byłej miss Polski, która miała za zadanie nauczenie mnie chodzenia w szpilkach, bo do tej pory, z racji koszykówki, nosiłam głównie obuwie sportowe. Kompletnie nie umiałam chodzić na wysokich obcasach. Po dwóch spotkaniach okazało się jednak, że w szpilkach czuję się jak ryba w wodzie, a po wybiegu płynę jak Naomi Campbell, więc po pół roku jedna z krakowskich agencji modelek poprosiła mnie, żebym prowadziła u nich warsztaty z modelingu i uczyła młode dziewczyny chodzenia po wybiegu. W Krakowie zdobywałam pierwsze doświadczenie jako modelka, brałam udział w sesjach i pokazach, ale tak naprawdę niekomercyjnych albo za naprawdę śmieszne pieniądze. Bardziej uczyłam się pozować, poznawać świat mody od kulis. Prawdziwe życie modelki zaczęło się dopiero na drugim roku studiów, gdy trafiłam do jednej z najlepszych agencji modelek w Polsce D’vision. Agencja reprezentowała wtedy m.in. Ilonę Felicjańską, Agatę Buzek, Anję Rubik. Modelki z tej agencji podbijały cały świat. Znalezienie się w jej portfolio było dla wielu dziewczyn marzących o karierze modelki spełnieniem marzeń.

Dostanie się pod jej skrzydła wiele Cię kosztowało, prawda?

Otarłam się wtedy o anoreksję. Bo agencja po tym, jak mnie zobaczyła po raz pierwszy na castingu, kazała mi schudnąć. Nigdy w życiu nie byłam tak chuda, jak wtedy. Miałam problemy z miesiączką, zaczęły mi garściami wypadać włosy, chodziłam osłabiona. Jadłam wtedy dosłownie w ciągu dnia tylko jabłko, sałatę i twarożek. Ale miałam to gdzieś. Tak bardzo zależało mi, by być wśród najlepszych modelek w Polsce, że nie widziałam w tym nic złego. I kiedy podpisałam na 3 lata kontrakt z agencją, poczułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zobaczyłam ogromną przepaść między agencjami w Krakowie a tymi w stolicy. Czuć było ogromny profesjonalizm całego zespołu D’vision. Byłam pod wrażeniem tego, z jakimi światowymi agencjami pracują, kto przyjeżdżał na castingi z Mediolanu, Paryża czy Japonii (znałam nazwy agencji z Fashion TV, którą wtedy namiętnie zaczęłam oglądać). Zadebiutowałam w D’vision na pokazie mody u Tomasza Ossolińskiego, który – uwaga – był również jego pierwszym pokazem w życiu. Odbył się w hotelu Europejskim. Pamiętam, że płaszcz, który prezentowałam, spodobał się Małgorzacie Kożuchowskiej, którą po raz pierwszy zobaczyłam wtedy na żywo. Dla takiej dziewczyny z małego miasta jak ja było to niesamowite przeżycie (śmiech). Później swoje zdjęcia z pokazu oglądałam w Kronice Towarzyskiej w magazynie „Viva!”. Ten numer mam do dzisiaj schowany w teczce z wycinkami ze wszystkich sesji, które zrobiłam, gdy miałam dwadzieścia kilka lat. Pierwsza profesjonalna sesja zdjęciowa, w której brałam udział, ukazała się dokładnie w dniu moich urodzin, 21 sierpnia. Nie pamiętam tylko dokładnie, w którym to było roku. Za zdjęcia odpowiadała jedna z najlepszych dziś fotografek Aldona Karczmarczyk, stylizował Marcin Paprocki. Sesja odbyła się na ogródkach działkowych na Bemowie (wspinałam się wtedy po drzewach), a ukazała się w magazynie „Wysokie Obcasy”. Prezentowałam ubrania Agnieszki Maciejak, Teresy Rosati i marki SOLAR. Zobaczenie siebie po raz pierwszy w prasie było czymś niesamowitym. Ale miało też swoje ciemne strony. Stało się powodem zazdrości i zawiści wśród koleżanek. Bardzo mocno to odczuwałam. Dla tak wrażliwej osoby, jaką wtedy byłam (do dziś zresztą jestem), były to przykre doświadczenia.

Pokazem, którego na pewno nie zapomnę – poza oczywiście moim debiutem – był pokaz mody marki MMC, tworzonej przez Ilonę Majer i Rafała Michalaka, a którzy w tym roku świętują 25-lecie istnienia na rynku. Miłośnicy mody znają ich na pewno. Pokaz odbył się w hotelu Courtyard by Marriott Warszawa Airport. Schodziłyśmy wtedy po ruchomych schodach, które były w ruchu, co było nie lada wyzwaniem. Mało nie wywinęłam orła. Było nerwowo, ale i zabawnie.

Na zawsze pamiętać będę także swoje pierwsze w życiu wystąpienie przed kamerą. Agencja wytypowała mnie do programu Karoliny Malinowskiej w TVN STYLE, który kręciliśmy w głównym salonie Mercedesa w Warszawie przy al. Jerozolimskich. Wystylizowano mnie na aktorkę i ikonę stylu Marlenę Dietrich, która łączyła ubrania damskie i męskie, tworząc niesamowity look. Ubrano mnie w seksowny smoking, który aktorka najbardziej kochała. A ja, szykując się do roli w programie, dużo czytałam o niej i uśmiechałam się, że tym, co nas łączyło, były z pewnością nogi. W „Vogue” w jednym z artykułów napisano, że aktorka potrafiła tak się ustawiać na planie, że jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe niż w rzeczywistości. Czasami na sesji też stosuję ten trick (śmiech).

Nogi, jak pisano w „Vogue”, „były obiektem zazdrości kobiet i westchnień męskiej części publiczności. Ponoć widzowie zapytani o to, co najbardziej podobało im się w filmie, odpowiadali: »nogi Marlene Dietrich!«. W konsekwencji w prasie ukazała się informacja, że aktorka ubezpieczyła swoje nogi na zawrotną wówczas kwotę miliona dolarów”.

To, co najbardziej lubię w swoim wyglądzie, to właśnie nogi. Długie, po tacie. Mój śp. Tato miał najpiękniejsze męskie nogi na świecie. Zgrabne, superwyrzeźbione i umięśnione. Często się nimi zachwycałam. Jak mężczyzna może mieć takie nogi?!

Teraz też odnosisz niemałe sukcesy, w fotomodelingu. Kiedyś mówiono, że modelki pracują krótko, do trzydziestki, a ja mam wrażenie, że z każdym rokiem masz coraz lepsze i ciekawsze propozycje. Czy według Ciebie zmienia się świadomość w tym temacie? Także PR-owo?

To prawda. Najfajniejsze propozycje przyszły do mnie w ciągu ostatnich 3 lat, a rok 2021, w którym świętuję 20-lecie pracy w modelingu, jest najbardziej owocny. I najciekawszy pod kątem współpracy z nowymi fotografami i markami. Zrobiłam kilka fajnych kampanii reklamowych, które pojawiły się na billboardach i galeriach w kilku miastach Polski, m.in. dla marki W. Śliwiński, Jubiler Sezam czy Wojewodzic. Cały czas mocno działam z polską marką Lattore i Power Angels. Dwa lata temu miałam przyjemność zostać ambasadorką marki z siedzibą w Wielkiej Brytanii Viola Hair. Osobiście byłam w Londynie na rozmowach. Zrobiliśmy dla nich dwie wyjątkowe sesje. Bardzo miło wspominam także współpracę z marką Kumazu. To właśnie dzięki niej pojawiłam się po raz pierwszy w życiu na ogromnych billboardach w Piasecznie i przy centrum handlowym Ikea Janki. Wraz z Dorotą Czoch, moją ukochaną fotografką z Nowego Sącza, zrobiłyśmy niezapomnianą sesję na Santorini i w Rzymie. W tym roku mieliśmy także wylecieć na sesję do Hiszpanii, jednak pandemia pokrzyżowała nam plany.

Jak w ciągu tych lat zmieniło się Twoje podejście do modelingu? Czy ukształtował on Twój charakter?

Modeling uczy samodyscypliny, punktualności, bycia zawsze na czas, odpowiedzialności. Dzięki niemu możesz podszlifować języki obce. Nauczyć się bycia z ludźmi, otwartości. Możesz poznawać świat. Modeling był dla mnie zawsze źródłem nowych, ciekawych kontaktów. Do dziś mam na swoim Facebooku kilka dziewczyn z agencji D’vision, z którymi jestem w kontakcie. Nasza znajomość przetrwała prawie 20 lat. Pozdrawiam w tym miejscu Karolinę i Magdę, które dziś mocno mi kibicują, ale raczej już jako kobiecie biznesu, szefowej Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu niż modelce. Dla mnie modeling dziś to już tylko zabawa. Odskocznia od codziennej pracy. Kocham pozować, przed aparatem czuję się jak ryba w wodzie. Ale nie traktuję już tego zawodu śmiertelnie poważnie. Zresztą chyba nigdy tak go nie traktowałam i dlatego nie zrobiłam światowej kariery.

Z wiekiem zmieniamy sposób myślenia, czujemy się bardziej pewne swojego ciała, też zmienia się nasza pewność siebie. To widać na zdjęciach. 

Oczywiście. Dojrzałość, autentyczność, pewność siebie i niezwykła kobiecość. To bije ze zdjęć modelek 35 plus. Kobiety w tym wieku znają już swoją wartość, znają doskonale swoje mocne i słabe strony. Wiedzą, co i jak wyeksponować, żeby wszystko superwyglądało na zdjęciach. Są niezwykle kobiece, zmysłowe. Nie muszą się rozbierać, żeby pokazać swoją sensualność. Ja od lat udowadniam swoimi zdjęciami, że można być zmysłową i seksowną bez epatowania golizną. Co jest zauważane, bo dostaję sporo prywatnych wiadomości na ten temat. Uważam, że mądry i dojrzały mężczyzna bardziej doceni, gdy będziesz zakrywała jakąś tajemnicę, a nie wywalisz wszystko przed aparat. Mądra modelka wie, jak pokazać prawdziwe piękno, bo wie, że piękno tak naprawdę jest czymś nieuchwytnym, czymś, co nie jest oparte na powierzchowności. Dla mnie to dobre serce, wrażliwość, empatia. Piękne kobiety emanują ciepłem, dobrem, spokojem. Można być piękną kobietą, superzrobioną, po tysiącu operacji plastycznych i ubraną w najdroższe ubrania, ale jeśli za tym nie idzie inteligencja, błyskotliwość, poczucie humoru, jakiś czar i tajemniczość, taka kobieta szybko się znudzi mężczyźnie. Bo jak długo można podziwiać samą urodę?

Czy według Ciebie to daje Ci przewagę nad młodszymi modelkami?

Ogromną. Jeśli za tym idzie jeszcze pasja, to wygrana murowana (śmiech). Mogę to dziś powiedzieć głośno. Gdy rozmawiam z właścicielami marek i pytam ich, co decyduje o tym, że wybierają mnie do swoich kampanii, wszyscy zgodnie odpowiadają: klasa, charyzma, dojrzałość, kobiecość i to, że jestem inspiracją dla wielu kobiet. Wygrywam tym, co robię na co dzień. Kobiety chcą mnie słuchać, szanują mnie. Chcą nosić to, co ja. Jestem odzwierciedleniem filozofii ich marki. Dziś głównie pracuję dla polskich producentów marek modowych, którzy swoje kolekcje kierują do kobiet po czterdziestce, kobiet pewnych siebie, ceniących najwyższą jakość. Kobiet, które wiedzą, czego chcą.

Nie masz problemu z mówieniem o swoim wieku. Zresztą jak dla mnie jesteś w najlepszym okresie swojego życia. 

Kocham swój wiek. Nigdy nie miałam problemu z tym, żeby się do niego przyznawać. Czuję, że wkroczyłam w najlepszy okres swojego życia. Nigdy nie byłam tak bardzo świadoma swojej kobiecości, jak dziś. W życiu kieruję się zasadą Louise Hay: „Zawsze jestem w idealnym wieku”. Ty też!

Gdy ktoś mówi o dojrzałej modelce, to czujesz jakąś frustrację czy raczej dumę?

Tylko dumę. Bo znam swoją wartość na rynku. Dzięki sukcesom, które zawodowo osiągam. Dziś już nie walczę o pozycję, o nowe zlecenia. One tak naprawdę same do mnie przychodzą. Lub sama wymyślam produkcje, piszę do zaprzyjaźnionych marek, czy mają ochotę podziałać i tworzymy sesje szyte na miarę potrzeb mojego klienta. Dziś jestem już w takim miejscu, że większość sesji produkuję sama. Decyduję o tym, z kim chcę pracować. Kto odpowiada za zdjęcia, makijaż, fryzury. To daje mi ogromny komfort pracy i pewność, że zdjęcia, które przedstawimy klientowi, będą najwyższej jakości.

À propos wieku, kiedyś przeczytałam takie zdanie w sieci: „Dopóki wierzysz w życie, jesteś młody” (Michael Benedum). Ja w nie wierzę. Kocham je. I dlatego cały czas czuję się jak „dwudziestka” (śmiech).

A co w branży, wśród innych modelek – czy jest inna atmosfera niż dawniej? Czy jednak panuje rywalizacja?

Zazdrość i rywalizacja zawsze były i będą. Zwłaszcza wśród młodszych dziewczyn. Nie chodzę już od lat po wybiegu, więc nie wiem, co się teraz dzieje. Nie biorę udziału w castingach. Ale uważam, że zawsze warto robić swoje. Nie przejmować się konkurencją. Dzięki konkurencji idziemy do przodu, rozwijamy się.

Aby osiągnąć w czymkolwiek sukces, bądź śmiały, odważny, odmienny i… pierwszy! Nigdy nie podążaj ślepo za tłumem. Bądź sobą i stawiaj na oryginalność. Znajdź w sobie coś, co będzie twoim znakiem rozpoznawczym. I pamiętaj, że twoja marka to, to co powiedzą o tobie, gdy wychodzisz z pokoju.

Kwestia wymiarów modelek – temat ten od zawsze wzbudzał wiele kontrowersji. Na Facebooku miesiąc wrzuciłaś dwa zdjęcie, różnica na nim 20 lat i napisałaś, że też 15 kg. Czy modeling powraca do kanonów piękna z lat 90.?

Nie wiem czy powraca, bo nie śledzę od co najmniej 3 lat tego, co się dzieje na światowych wybiegach. Na pewno coraz więcej polskich firm stawia na kobiece kształty i dojrzałe modelki.

Ja mam ciągłe wahania wagi, bo jestem łakomczuchem. Kocham słodycze. Jak sobie odpuszczę treningi, to od razu po mnie widać, że kilka kilogramów przybyło. Poza tym jestem z tych osób, które zajadają stres. Gdy mam biznesowo nerwowy czas, gdy tworzę jakiś projekt, czy słabszy okres pod kątem zleceń, od razu odbija się to na mojej wadze. Na szczęście dużo ćwiczę. Chodzę na boks, basen i siłownię. Dbam o ruch. Więc jak tylko pofolguję za bardzo z jedzeniem, to od razu zaciskam pasa i ostro działam.

Dziś staram się akceptować siebie taką, jaką jestem. Pamiętając o tym, że każdy wiek rządzi się swoimi prawami. Że już nie będę takim „szkielecikiem” jak wtedy, gdy miałam 20 lat. Poza tym nawet bym nie chciała. Wyglądałabym niezdrowo. Lubię swoje kobiece kształty, choć czasami mam gorszy czas i mówię sobie, że jestem „za gruba”. 20 lat w modelingu zrobiło swoje. Odbiło się to mocno na mojej psychice i wiem, że na psychice wielu koleżanek modelek też. Cały czas, przez cały ten okres pracy na wybiegu, przed aparatem jesteś ciągle poddawana ocenie, krytyce. I zawsze znajdzie się ktoś, kto ci powie, że jesteś za gruba, za stara, za brzydka. Niedawno czytałam wywiad z Sandrą Kubicką, która również o tym wspominała. Że życie modelki nie jest różowe i kolorowe. Kiedy zapytano ją, na co młoda dziewczyna musi być przygotowana, zaczynając pracę w modelingu, odpowiedziała: „Na pewno na krytykę. Na to, że na twojej drodze pojawią się osoby, które będą próbowały negatywnie wpłynąć na twoją samoocenę. Stąd biorą się kompleksy. Modelki wpadają w anoreksję, bulimię, mają depresję. Musisz też wiedzieć, że życie modelki to często samotność”. Podpisuję się pod tym obiema rękami. O tym się głośno nie mówi, ile modelek ma kompleksy. Ja sama ciągle z nimi walczę. Często czujemy się piękne tylko na zdjęciach. Gdy nas pięknie pomalują i zrobią. Bo świat mody to świat iluzji.

Mężczyźni zachwycają się modelkami na billboardach, w magazynach, w telewizji. Ba… nawet na Instagramie – sztucznym świecie, w którym co druga dziewczyna korzysta z upiększających i wyszczuplających filtrów. Ludzie zapominają o tym, że nad tymi zdjęciami i nad tym, jak wyglądamy do sesji, pracuje cały sztab specjalistów (fryzjerów, stylistów, makijażystów), a finalnie grafików komputerowych, którzy pięknie dopracowują zdjęcia, które niestety, ale często wzbudzają zazdrość u koleżanek, które mają problem z niską samooceną.

Praca modelki nie ułatwia mi relacji z kobietami. Dziś mogę z pewną stanowczością powiedzieć, że gdybym była mniej urodziwa, osiągnęłabym szybciej sukces i byłabym dziś zdecydowanie wyżej niż jestem. Możecie mi wierzyć lub nie. Mówię to z pewną odpowiedzialnością, na podstawie swoich wieloletnich doświadczeń. I sytuacji, które mnie często spotykają.

Uroda bywa przekleństwem, zwłaszcza w relacjach z mężczyznami. Mężczyźni boją się pięknych kobiet. Może dlatego, że boją się konkurencji? Że sami nie są do końca przekonani o swojej atrakcyjności i obawiają się, że ktoś inny może poderwać im kobietę i okazać się dla niej bardziej interesujący? Takie myślenie to duży błąd. Bo jeśli kobieta czuje się dobrze przy swoim partnerze, czuje, że jest kochana, wspierana, szanowana – nie pójdzie za innym.

Dziś Bogu dziękuję za pakiet, którym mnie obdarzył. Wykorzystuję bowiem swoją urodę do tego, by mówić o mojej duchowej przemianie. By łamać stereotyp kobiety katoliczki. Pokazywać dziewczynom, że można być piękną, zadbaną, elegancką i być blisko Boga. Przyciągam wiele osób na swoje kanały social media ładnymi zdjęciami. Często zostają na dłużej, oglądają i czytają przy okazji moje posty o wierze i… po jakimś czasie do mnie piszą, że bardzo mi dziękują za inspirację. Że dzięki mnie zmieniają swoje życie. I to jest piękne!

Wiele modelek pracuje za granicą, wyjechało do typowo „modowych państw”, aby tam rozwijać swoją karierę – Ty zostałaś jednak w kraju. Dlaczego?

Postawiłam na edukację. Wybrałam wykształcenie. Studiowałam filozofię i dziennikarstwo. Nie miałam czasu tak naprawdę na wyjazdy. Miałam propozycje kontraktu w Stambule (ze względu na typ urody agencje z Turcji były mną zachwycone i chciały, abym przez kilka miesięcy dla nich pracowała), ale na drugim roku studiów założyłam własne wydawnictwo i już nie miałam możliwości, aby to pogodzić. Dziś nie żałuję podjętej wtedy decyzji. Wiele moich koleżanek z dawnych lat nie umiało się po skończonej karierze odnaleźć w świecie innym niż moda. Mają depresję. Często są bez matury. A ja? Ja w tym roku świętuję 15-lecie własnej firmy, jestem szczęśliwa i spełniona zawodowo. Moje projekty wspierają takie nazwiska jak dr Irena Eris, Teresa Rosati, Katarzyna Bonda czy prof. Bralczyk.

Co oznacza dla Ciebie stan spełnienia i co Ci go przynosi? 

Robienie tego, co się kocha. Poznawanie fantastycznych ludzi. To, że każdy dzień jest u mnie inny. Żyję maksymalnie na pełnych obrotach, mając pełną świadomość tego, że droga do sukcesu nie jest usłana różami. Bywa wyboista, ale jak mawiał mój kochany Michael Jordan: „W życiu nic nie jest podawane na tacy – każdy zawsze trafia na jakieś przeszkody po drodze. Kiedy się pojawią, zastanów się, jak je pokonać, a nie myśl o tym, że to już koniec drogi”.

Jakie cechy charakteru pomagają Ci w pracy modelki? 

Przebojowość. Poczucie humoru. Pracowitość. Sumienność. I coraz większa świadomość, że wszystkich nie da się i tak zadowolić. Nawet jeśli dasz z siebie 100%.

Jakie plany na przyszły rok?

Plany związane są bardziej z rozwojem mojego Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu i projektu Diamenty Kobiecego Biznesu. A także kampanią „Nie hejtuję – motywuję”, której jestem organizatorką i pomysłodawczynią. Chcę zrobić głośną akcję, która ma na celu powiedzenie NIE zjawisku hejtu. Zwłaszcza wśród kobiet. Mój projekt wsparły już m.in. Teresa Rosati, Weronika Rosati, Anna Korcz, Daria Widawska, Monika Richardson, Katarzyna Pakosińska, Anna Maruszeczko czy Beata Sadowska. W planach mam zrobienie konferencji prasowej dla mediów, wykupienie kilku billboardów z sesją zdjęciową, w której udziały wzięły nasze ambasadorki i członkinie Klubu, a także zorganizowanie na wiosnę (realnie w kwietniu) forum biznesowego dla kobiet, podczas którego także poruszymy kwestie hejtu i mobbingu w pracy.

Trzymam mocno kciuki za wszystkie Twoje projekty. Dziękuję za rozmowę.

Share

Podziel się swoją opinią

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koniecznie przeczytaj!
Sznurowane buty zakładasz na różne okazje – nosisz je na…