Ziarno prawdy – Zygmunt Miłoszewski
Teodor Szacki, po rozwiązaniu zagadki zabójstwa jednego z kuracjuszy (książka Uwikłanie) i niefortunnym romansie z dziennikarką, rozpoczyna nowe, samotne życie w Sandomierzu. Początkowo nienawidzi swojego kawalerskiego mieszkania, tipsiary-nimfomanki i dziury, w której musi wegetować. Z czasem jednak, zaczyna być coraz bardziej przekonany do nowego miejsca, zwłaszcza, że dzieje się tam naprawdę sporo…
Policja znajduje zwłoki kobiety, żony radnego, znanej działaczki, która cały wolny czas poświęca na organizowanie imprez dla dzieci z miasta. Kobieta została brutalnie zamordowana. Z niezwykłą precyzją morderca podciął jej gardło i spuścił całą krew z organizmu, gdy jeszcze żyła, a następnie zwłoki podrzucił w okolicach żydowskiego cmentarza. Denatka trzymała w ręku rodło – znak przypominający połowę swastyki, który miejscowym ludziom kojarzy się wyłącznie z Żydami. W krzakach obok ciała znaleziono również narzędzie zbrodni – dokładnie oczyszczone z wszelkich śladów. Co więcej, według legendy używano go wyłącznie do uboju rytualnego. Czyżby na pewno zabójca w pośpiechu zapomniał o „brzytwie”? Dziwny zbieg okoliczności, zwłaszcza, że pozostałe elementy zbrodni zostały precyzyjnie zaplanowane. Oczywiście, biorąc pod uwagę historię miasta, stosunki polsko-żydowskie na tym terenie oraz okoliczne legendy – w Sandomierzu wybuchła panika! Rodzice przestają posyłać dzieci do szkoły. Kto wie, czy jakiś Żyd nie zechce wymoczyć macy w krwi bezbronnych, niewinnych pociech?! Teodor Szacki, jako jedyny niezwiązany emocjonalnie z miastem i jego mieszkańcami rozpoczyna śledztwo, nie zważając na „miejscowe brednie”. W toku śledztwa wychodzi na jaw, że zamordowana – Elżbieta miała romans z sandomierskim biznesmenem, co rzuca cień podejrzeń na jej męża. Problem polega jednak na tym, że mąż ofiary również został zamordowany! Zabójstwo, równie teatralne, jak poprzednie komplikuje całą sprawę. Wokół zawieszonych na haku, zmasakrowanych zwłok mężczyzny, wyłania się scena niczym z Dana Browna – krwią napisano skrót „KWP”, a następnie dodano szereg cyfr. Czyżby zamieszana w to wszystko była Komenda Wojewódzka Policji? Ale co oznaczają te wszystkie cyfry? Teodor Szacki powoli zaczyna wariować, zwłaszcza, że chwilę później w podziemnych lochach znajduje ciało kochanka – biznesmena. Pan prokurator musi zmierzyć się z miejscowymi upiorami, o których krążą przerażające legendy. Gdzie oko za oko to główne motto. A motywy morderstwa, dzieciobójstwa i krzywoprzysięstwa ciągną się za nim przez całe śledztwo. O co w tym wszystkich chodzi? W mieście gdzie wszyscy się znają od urodzenia nie jest łatwo wydobyć jakiekolwiek informacje. Jak dotrzeć do ziarna prawdy, skoro WSZYSCY KŁAMIĄ?!
Świetna intryga, doskonale skomponowana kryminalna szarada, gdzie czytelnik musi naprawdę się wysilić, aby spróbować rozwiązać zagadkę. Spróbować, bo z pewnością nikomu się to w pełni nie uda. Miłoszewski tak gra z czytelnikiem, że jedynym realnym mordercą może być upiór. Ciekawym zabiegiem (stosowanym również w Uwikłaniu) jest rozpoczynanie kolejnych rozdziałów wycinkami z codziennych gazet, które są dobrane z iście sarkastycznym poczuciem humoru. Mistrzowskie dialogi, które mimo upiornej, krwistej scenerii potrafią doprowadzić czytelnika do łzawego śmiechu i doskonale skontrastowane postaci nadają powieści oryginalnego smaczku, który jest już znakiem rozpoznawalnym Miłoszewskiego.