Odrabianie lekcji w domu – punkt widzenia rodziców i nauczycieli

Cały świat wywrócił się do góry nogami. Nie każdemu łatwo odnaleźć się w obecnej sytuacji. Większość z nas musi każdego dnia ogarnąć prace, dzieci i obowiązki domowe. Niektórzy muszą pracować zdalnie w domu i wspierać dzieci w edukacji online. Nie jest to łatwe zadanie, zazwyczaj brakuje czasu na wszytko. Nauczyciele też nie mają lekko, oprócz własnego życia muszą spełnić wiele z góry narzuconych kryteriów. Czy da się znaleźć jakiś kompromis? Jak wygląda odrabianie lekcji w domu z punktu widzenia rodzica i nauczycieli?

Punkt widzenia rodziców

Rodzice mają obecnie zdecydowanie więcej obowiązków, niż przed pandemią. Wstają bardzo wcześnie rano i kładą się spać bardzo późno. Są rozdrażnieni i zmęczeni. Starą się poukładać wszystkie najważniejsze sprawy. Problemy z nastolatkami bywają różne. Są sytuacje w których, dzieci potrafią stanąć na wysokości zadania i się zmobilizować do odrabiania zadań przygotowanych przez nauczycieli. W innych wypadkach mają problem z ogarnięciem typowo domowych obowiązków jak np. rozpakowanie zmywarki. Trudniej jest gdy rodzic musi wyjść z domu do pracy, a także w sytuacji gdzie jest więcej niż jedno dziecko. Jak wygląda dzień rodziców? Co ich najbardziej denerwuje, irytuje?

odrabianie lekcji w domu

Warto przeczytać: Jak pandemia może wpłynąć na dzieci i rodziców? Odpowiadają eksperci!

Jak ogarnąć dzień z nastolatkiem?

Mówi Anna Baggins Bagińska: Życie i funkcjonowanie z dzieckiem w wieku szkolnym, w nowej rzeczywistości, okazało się być nieco mniej uciążliwe, niż mi się wydawało. Zasadniczym dyskomfortem jest sam fakt posiadania w domu dojrzewającego 13-latka przez 24h. Bez odpoczynku od hormonów, bez możliwości „przewietrzenia” głowy w pracy, bez chwilowego szczęścia powrotu do kogoś, kto na mnie czeka. Niestandardowa Matka. Moim osobistym szczęściem jest fakt, iż Stanisława nie trzeba pilnować, nie trzeba mu pomagać (o ile sam nie poprosi, a robi to niezwykle rzadko) i nie trzeba za nim biegać, żeby zrealizował swoje obowiązki szkolne. Generalnie poczułam, że odcinam kupony mojego dotychczasowego wychowania samodzielnej bestii.

Dzień zaczynamy o 8 wspólnym śniadaniem, po czym łazienkę zajmuje dziecię i z głośnym „paaa” odmeldowuje się do szkoły za drewnianymi drzwiami. Czasami zdąży rozpakować zmywarkę, ale wiąże się to z ciężką depresją i początkami niewydolności oddechowej, więc nalegam co 3 dni. Stanisław znika na około 4-5 godzin, z przerwami na „jest coś do jedzenia” i „czy muszą teraz kosić trawę, boszszsz, śmierdzi”. I tu pojawia się pierwszy poważny minus. Będąc uczniem 8 klasy Młody, do tej pory, miał 8-9 godzin lekcyjnych dziennie w szkole, czyli zakładam, że tyle wymagała realizacja podstawy programowej. Mam obawy, czy materiał przewidziany do egzaminu zostanie zrealizowany. Choć z drugiej strony muszę przyznać, iż widzę, że nauczyciele naprawdę się starają. Utrzymują stały kontakt z uczniami, prowadzą lekcje online i szkolenia psychologiczne dla chętnych. Słyszę (choć nie podsłuchuję) żywiołowe reakcje i odpowiedzi Młodego w czasie lekcji, szczególnie na historii. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że jest na tyle zainteresowany, że bierze czynny udział w lekcji. Czyli, że coś tam w głowie zostaje, zaraz obok jajecznicy i Whiskasa mózgowego. A nauczyciele informują mnie na bieżąco, co byłoby dobrze poprawić, albo w ogóle odrobić, bo coś zaginęło (najczęściej praca domowa) w otchłani marzeń o lotnictwie. Nad pracą domową Młody nie spędza więcej czasu niż zwykle. Sam On twierdzi, że wreszcie ma czas na rozwijanie swoich pasji i nauki czegoś więcej poza durną chemią i głupią biologią. A zaraz, „Mamo, miałaś racje, ta fizyka jest megaaa”- ojej, zastanowiłam się przez chwilę, czy to moje, jakieś badania genetyczne, czy coś.

Po lekcjach przygotowujemy razem obmyślony wcześniej obiad, albo w przemyślany sposób dokonujemy zamówienia online, jak na lekcjach. Podczas przymusowego karceru w sąsiednim pokoju, ja mam czas na literaturę, muzykę, jogę i trochę pracy. Istny raj na ziemi chciałoby się rzec. Mam nieodparte wrażenie, że ja też mam więcej czasu na zastanowienie i przemyślenia, taki slow life, nie zawsze konstruktywne. Wczoraj na przykład, już się pakowałam, żeby z ziemi polskiej do włoskiej jakoś przedostać się przez granicę i nigdy nie powrócić, spełniając swoje najskrytsze marzenia. Już prawie mieszkanie wystawiłam na aukcji. Jednakże powaga chwili i narzuconej dorosłości powróciła. Trzeba czymś małoletniego zając, w sensie „Mamooo zróbmy coś razem”. W drodze losowania i nieprzemyślanych decyzji wybór pada ostatnio na scrabble, grę planszową z pociągami coś tam, speed rowerowy szutrem na najwyższych obrotach albo, jak dziś, zajęcia w podgrupach. Czyli, że godzina dla prasy, albo słowotwórstwa zleconego. Jak nie zdążymy się pozabijać do wieczora, Bóg mi świadkiem, że okno na 4 piętrze wygląda kusząco, nawet uda nam się dojść do porozumienia i obejrzeć jakiś cud kinematografii współczesnej, rzadziej dusza ma raduje się teatrem, niestety tylko online. Dobrze, że rzadko, bo później cierpię niewymiernie, że tylko online. Młodzież kończy dzień 21.30, uskuteczniwszy godzinną naukę english for aviation albo otrzaskany kodeks karny do snu. Nie wnikam, mniej wiem, dłużej pożyję. Podsumowując mój swobodny słowotok jakoś sobie radzimy, choć oboje wolelibyśmy już wrócić do normalności. Małoletniemu nawet się wymknęło, że tęskni za szkołą. Zapewne równie mocno, jak ja za swoją pracą. A jeśli chodzi o nauczycieli, o dziwo, zgodnie wypowiadamy się pozytywnie, dali radę, choć mogliby zabierać mu więcej czasu, żeby niestandardowa matka miała go trochę dla siebie.

Anna Baggins Bagińska z Warszawy, mama szczęśliwie tylko jednego nastoletniego Stanisława, przed egzaminem do liceum. Zawodowo i z pasji chirurg plastyk, wyznawca Shakespeare’a i uzależniona od teatru.
https://www.facebook.com/drbaginska/

Trójka dzieci, lekcje, praca zdalna…

Mówi Katarzyna Dixon: Jak wygląda mój dzień? Bardzo chciałabym powiedzieć że mamy plan, którego się trzymamy i dzięki temu jest super… Plan owszem – mamy. Trzymamy się tego koniecznego – tzn. rozkładu lekcji online syna, który jest uczniem 4 klasy. Cała reszta to codzienna improwizacja. Poza synem mam jeszcze dwie córki 5-latkę i 3-latkę. Utrzymanie ich z dala od brata, który ma lekcje nie jest łatwe. Oczywiście przerabiamy wszystkie kolorowanki świata, karty pracy przesłane z przedszkola, malowanie makaronu, przebieranie lalek i przypinanie kolorowych spinek do brody taty. Wszystko jest super i zajmujące przez pierwsze dni, ale po kilku tygodniach największe atrakcje przestają zastępować koleżanki, przedszkole, żłobek i plac zabaw.

To co do tej pory wydawało nam się wychowawczym sukcesem, teraz zaczęło nam bardzo doskwierać. 9-latek, który wolny czas spędzał na treningach judo, zbiórkach harcerskich i na układaniu lego – nie był do tej pory biegły w obsłudze komputera. Za sprawą naszej pracy komputer kojarzyła mu się głównie z obowiązkami rodziców, a nie zabawą. Tym samym pierwsze lekcje w classroomie, odsyłanie prac domowych i robienie zadań online odbywały się przy pełnej asyście jednego z rodziców. Jeśli w tym czasie mąż akurat był w domu, to jedno z nas mogło pomagać w lekcjach online, a drugie zająć się młodszymi dziećmi. Gorzej, kiedy w domu było tylko jedno z nas – wtedy osiągaliśmy szczyt grupowej frustracji: syn – bo nie ogarnia komputera, drukowania, załączników…, córki – bo ciągle powtarzam im „za chwilę”, a na końcu ja lub mąż – bo dajemy ciała jako rodzice, biegamy od dziecka do dziecka, wszystko robimy po kawałku, więc w zasadzie nikt nie jest zadowolony i dzieci w końcu wybuchają płaczem. Na szczęście nauczyciele naszego syna nie przeginają z ilością zadań. Tzn. codziennie ma 3-4 lekcje online i tylko z tych przedmiotów dostaje prace domowe – przyznam, że niezbyt obszerne. Zdarzały się też większe projekty, ale wtedy jest kilka dni na ich przygotowanie. Najczęściej syn sam robi lekcje, później pomagamy mu odesłać zadania. Na początku miałam odruch, żeby pomagać mu podczas lekcji – no przecież jestem obok to czemu nie.. Ale szybko zorientowałam się, że podpowiadając wcale mu nie pomagam. Nadal barierą pozostaje biegła obsługa komputera, ale syn radzi sobie coraz lepiej, tylko w nowościach musimy go wspierać.

Myślę, że e-szkoła to mistyfikacja. Wszyscy się starają, ale to nie ma prawa się udać w takiej formie. Zwłaszcza w przypadku młodszych, nie do końca samodzielnych dzieciaków. Nie narzekam na ogrom zadań szkolnych, ale z drugiej strony mam poczucie, że realizacja programu leży. To ile lekcji dziecko miało w szkole i prace domowe w normalnym trybie ma się nijak to ilości materiału, które „przerabia” teraz. I tak źle i tak niedobrze.Gdybym miała jedno dziecko i nie pracowała z domu pewnie łatwiej byłoby pracować nad szkolnym programem, robić materiał ponad ten zadawany na e-lekcjach. Teraz nie ma takiej opcji. Mam poczucie, że wszystko robimy po łebkach. Moja praca także „obrywa„. Prowadzę agencję marketingową i praca zdalna powinna mi wystarczyć do realizacji zleceń – tak pewnie by było gdyby nie współlokatorzy. Moje córki uważają, że skoro mama jest w domu, to znaczy, że nie pracuje. Nie zliczę już przypadków rozmów z klientami, które musiałam na chwilę przerwać bo „spinka się odpięła”, albo „zgubił się klocek” i żadne tajne szyfry nie zmusiły 3-latki do poczekania z tym problemem, aż skończę. Mimo starań wszystkich, to nie udaje się dobrze. Bo albo jest całkiem znośnie, ale program nie jest realizowany, albo jest całkiem nieznośnie. Myślę, że tylko wzajemna życzliwość może nas uratować. Nasza życzliwość względem nauczycieli – bo wiem, że dla nich to też nowa rzeczywistość, że robią co mogą, ale niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć. Życzliwość nauczycieli względem nas – rodziców – bo czasem nie wyrabiamy na zakrętach, a poza szkołą w jednym pokoju, w drugim mamy biuro, w trzecim przedszkole, a jeszcze trzeba obiad ugotować i pranie rozwiesić. I jeszcze na końcu przyda się życzliwość współpracowników np. moich klientów, którzy już coraz mniej się dziwią. Teraz tylko wysyłają smsa: „Pani Kasiu, jak wyjdzie Pani na chwilę z domu to proszę o telefon”.

Katarzyna Dixon z Poznania, mama 3 dzieci, właścicielka agencji marketingowej. Prowadzi profil na Facebooku: Kto rano wstaje, ten ma dziecko

odrabianie lekcji w domu

Praca poza domem i lekcje online

Mama, która chciała pozostać anonimowa. Nie chce podawać swojego imienia i nazwiska, aby nie odbiło się to na moich dzieciach. Pochodzę ze Śląska i jestem mamą dwójki dzieci w wieku szkolnym. Dodatkowo pracuje w szpitalu. Mąż zajmuje się dziećmi w domu, ale to tylko brzmi fajnie, w praktyce wygląda to całkowicie inaczej. Kiedy nie ma mnie w domu jest bałagan i chaos. Zadania nie są odrobione. Mąż uważa, ze nie trzeba wszystkiego robić. Ja boje się o zaległości. Oczywiście pojawiają się kłótnie, w których moje słowa są mniej ważne i wychodzi, że „Mama to ta gorsza”. Wracam zmęczona do domu, nierzadko sfrustrowana i chce mi się płakać, przez zachowanie innych. Wcześniej był większy szacunek do mojego zawodu, a tym samym w domu odnajdywałam spokój. Teraz muszę pracować znacznie więcej- nie tylko w pracy, ale i w domu. Mam wrażenie, że wszytko się sypie, nie jest tak jak powinno. Brakuje mi autorytetu wśród dzieci. Staram się wspierać dzieci w zadaniach online. Odrabiać je z nimi bardziej na zasadzie „zobacz jaka ta biologia ciekawa” niż w sztampowy sposób. Dzieci jednak są znudzone i zdegustowane. Nastawione też, że „nic nie muszą”.

Z nauczycielami bywa różnie. Niektórzy są bardziej wyrozumiali inni mam wrażenie nie mają innych obowiązków niż 10 maili dziennie. Wielu ma do mnie pretensje, że syn czy córka nie wysłali jakiejś pracy, nie odrobili zadań. Mąż nie dostaje takich wiadomosci, pomimo że prosiłam aby pisać do niego.

Pandemia, też negatywnie wpływa na nasze małżeństwo. Stałam się przepracowaną marudą, która chce aby było czysto, chce trochę ciszy i spokoju. Chce aby lekcje były odrobione. Wracając z nocki, nie mam możliwości wyspania się jak dawniej. Mam wrażenie, że hałas jest jeszcze większy niż normalnie. Odliczam dni, kiedy to się skończy…

Punkt widzenia nauczycieli

Praca nauczyciela nigdy nie należała do najprostszych. Dla niektórych to tylko kilka godzin dziennie, wolne weekendy czy wakacje. Jednak nie zawsze widać to co robią w domu, jak np. przygotowanie do zajęć czy odrabianie kartkówek. A jak to ma się do nauczania online? W internecie można znaleźć przeróżne opinie, nierzadko bardzo krzywdzące. Niektórzy nauczyciele z dania na dzień musieli nauczyć się obsługi różnych programów, przygotować zadania, prezentacje. Jednak istnieją nie tylko szkoły podstawowe czy licea. Co z szkołami językowymi i tymi specjalistycznymi?

Brak komputera, internetu… Jak pomóc takim uczniom?

Mówi Beata Grzywacz: Obecna sytuacja jest trudna dla nas wszystkich, zarówno nauczycieli, jak i rodziców, ale przede wszystkim dla uczniów. Pojawiają się trudności związane choćby z tym, że nie wszystkie dzieci mają dostęp do komputera, a jeśli nawet mają, muszą się nim dzielić z rodzeństwem, czy rodzicami, którzy często też pracują zdalnie. Nie każdy ma też dostęp do internetu. Myślę, że to właśnie z tego powodu nie wszyscy uczniowie wysyłają zadania. Nie wszyscy też, są aktywni na lekcjach, ponieważ np. nie mają kamerek ani głośników. Zdarzają się jednak takie sytuacje, że uczniowie niezbyt aktywni na lekcjach, teraz coraz chętniej zabierają głos, biorą aktywny udział w dyskusji.

Przygotowanie materiałów zajmuje mi teraz dużo więcej czasu. Staram się pracować różnymi metodami. Przyznaję, że nie jestem biegła w technikach komputerowych, dopiero uczę się nowych programów, aplikacji; czasem korzystam z prac udostępnianych przez innych nauczycieli – oczywiście muszę je najpierw sama przejrzeć i dostosować do poziomu moich uczniów. Nie jest to jednak tak, że przesyłam nawet najpiękniej zrobioną prezentację, bez jej wcześniejszego omówienia. Rzadko zadaję typowe zadania domowe (zresztą w normalnych warunkach, też nie zadawałam dużo). Część lekcji prowadzę za pomocą Skypa – wówczas udostępniam swój ekran – uczniowie widzą, co piszę, mogą pytać, jeśli coś jest dla nich niezrozumiałe, potem te notatki im przesyłam (w razie gdyby któreś dziecko nie zdążyło wszystkiego przepisać), korzystam z aplikacji Teams, część zadań wysyłam jako konspekt z prośbą np. o samodzielne przeczytanie czytanki i zrobienie kilku ćwiczeń, wykorzystuję e-dziennik.

Tu trzeba wyraźnie powiedzieć, że łatwiej pracuje się z licealistami, a im młodsze dzieci, tym jest trudniej. Zawsze staram się znaleźć czas, aby zapytać ich o samopoczucie, wyjaśnić wątpliwości, pocieszyć. Uważam, że czasem to jest ważniejsze niż realizacja podstawy programowej. Zresztą po powrocie do szkoły i tak zamierzam wrócić do najważniejszych zagadnień i omówić je raz jeszcze.

Na szczęście kontakt z rodzicami mam dobry. Do tej pory nie było (i mam nadzieję, że nie będzie) żadnych nieprzyjemnych incydentów, wręcz przeciwnie. Kontaktujemy się ze sobą poprzez e-dziennik, grupę na Messengerze, e-mail, a nawet telefonicznie (rodzice mają udostępniony mój numer telefonu i pocztę mailową). Za obopólnym porozumieniem prowadzę swoje lekcje po południu (o 16.00), ponieważ wtedy jest mniejsze obciążenie serwerów. Jeśli któryś z rodziców ma jakieś pytanie, to staram się odpowiadać i wyjaśniać na bieżąco.

Beata Grzywacz – nauczyciel j. polskiego w SP i LO https://pasjaity.pl/ 

Jak wygląda to w ośrodku dla osób niesłyszących i słabosłyszących?

Mówi Miłosława Wasiak: Pracuję w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niesłyszących w Olsztynie. Moi uczniowie to osoby niesłyszące lub słabosłyszące. Obecna sytuacja jest trudna dla nas wszystkich. Wymaga wiele zaangażowania i cierpliwości ze strony nauczycieli, uczniów, jak i rodziców. Wszyscy znaleźliśmy się w nowej sytuacji i musimy się do niej dostosować. Z każdą klasą i z każdą osobą pracuję indywidualnie i w inny sposób. Dostosowuję metody komunikacji do możliwości uczniów. Dróg jest wiele: Messenger, telefon, mail, dziennik elektroniczny Librus, platforma Microsoft Teams, a także Poczta Polska. Materiały przygotowuję na bieżąco, opracowuję zagadnienia, podsyłam filmiki z wyjaśnieniem, pomocne grafiki, karty pracy, a także ćwiczenia do wykonania online. Większość moich uczniów na co dzień przebywa w internacie, niestety nikt nie spodziewał się, że uczniowie przez tak długi czas nie będą chodzić do szkoły, przez co zostawili swoje książki w internacie. Myślę, że posiadanie książek i ćwiczeń w domu ułatwiłoby pracę. Nie wszystkie dzieci mają komputer. Niektóre uczą się i wykonują ćwiczenia na telefonie – a to wymaga przygotowywania materiału i ćwiczeń w taki sposób, by były one czytelne na telefonie. Jestem świadoma, iż nauczany przeze mnie przedmiot nie jest jedynym, więc nie zarzucam uczniów wieloma ćwiczenia. Zdarza się, że daję więcej ćwiczeń, ale wtedy są one do wykonania online i są one dodatkowe, do wykonania, gdy uczeń będzie miał czas i ochotę. 
W tej sytuacji ważna jest także komunikacja między nauczycielami, a rodzicami. Jestem wychowawcą klasy, więc kontakt z rodzicami moich wychowanków mam najczęściej. Kontaktujemy się telefonicznie, mailowo, a także przez dziennik elektroniczny. Ta sytuacja jest trudna dla nas wszystkich, ale mimo to staramy się, aby praca nas-nauczycieli, rodziców i uczniów przyniosła efekty. 

Miłosława Wasiak– nauczyciel języka angielskiego, edukacji wczesnoszkolnej, oligofrenopedagog, słuchaczka studiów podyplomowych na kierunku: Surdopedagogika, pasjonatka zdrowego stylu życia i podróży. https://www.facebook.com/soswddn/

Co ze szkołami językowymi?

Mówi Katarzyna Murphy: Praktycznie od razu po ogłoszeniu zamknięcia szkół, zdecydowaliśmy się przenieść wszystkie zajęcia na online. Do tej pory prowadziliśmy takie zajęcia, jednak na mniejszą skalę, nie były one dla nas nowością, ale wymagały dostosowania się do obecnych warunków. W ciągu kilku dni skontaktowaliśmy się z kursantami i rodzicami, przeprowadziliśmy dodatkowe szkolenia dla kadry i teraz nasze kursy odbywają się zgodnie z planem i kontynuują swoje programy. Chwilkę dłużej na wznowienie kursów musiały poczekać przedszkolaki, bo dostosowanie materiałów online dla nich zajęło odrobinę więcej czasu, ale również udało się i w tej chwili prowadzimy wszystkie nasze zajęcia grupowe z lektorem na żywo dla dzieci od lat 4, młodzieży i dorosłych.

Zdecydowana większość naszych kursantów z grup kontynuuje kursy, niektórym tak się spodobały, że mówią nawet, że będą myśleć o kontynuacji zajęć w tej formie nawet po kwarantannie! Zdarzyły się przypadki, że ktoś nie ma możliwości technicznych, ale wtedy staramy się pomóc – przesyłamy materiały, organizujemy prywatne konsultacje. Absolutnie nie chcemy, żeby ktoś musiał zrezygnować z tego powodu z kursu. Nasza platforma jest dostępna na telefonie i w ten sposób również można w pełni korzystać z zajęć – nie trzeba być przed komputerem. Dosłownie kilka osób powiedziało, że forma zajęć online im nie odpowiada i nie chcą swojego kursu w ten sposób kontynuować. Do prac domowych i testów w tym okresie podchodzimy nieco bardziej pobłażliwie – tworzymy powtórki, quizy i inne ćwiczenia w nowoczesnych aplikacjach, które dzieciaki uwielbiają! Rozumiemy, że uczniowie mogą być w tym okresie przeciążeni. Zauważyliśmy jednak, że generalnie i dzieci i rodzice czekają na te zajęcia i cieszą się nimi – dzieci mogą zobaczyć się z rówieśnikami i nauczycielem, spędzić czas pożytecznie, ale i dobrze się bawić. Rodzice mogą wtedy spokojnie popracować, mieć chwilę dla siebie.
Trudniejsza sytuacja jest wśród naszych kursantów firmowych czy indywidualnych – tu wiele zajęć zostało zawieszonych z uwagi na niepewną sytuację ekonomiczną… Te kursy stanowią znaczącą część naszej działalności więc dla nas jest to też odczuwalna strata.

Irytuje mnie niepewność co do tego ile to potrwa i brak realnej pomocy ze strony rządu. Tzw. „tarcze” są prowizoryczne, biurokracja powalająca a planów na rzeczywiste odmrażanie gospodarki i wychodzenie z kryzysu brak. Oczywiście uważam, że należy podejmować wszelkie kroki, żeby chronić zdrowie i życie i zachować ostrożność natomiast coraz częściej mam wrażenie, że mamy totalny chaos i brak pomysłów na to co dalej. My przez to również nie jesteśmy pewni jakie działania podejmować i na co się przygotowywać. Za chwilę nadejdą wakacje – okres co roku dla naszej branży trudniejszy, sezon ogórkowy. Normalnie proponujemy w tym czasie półkolonie, warsztaty, kursy wakacyjne. W tym roku jeszcze nie wiadomo co możemy proponować. A po wakacjach jest wrzesień i rekrutacja na kolejny rok. Nie jestem pewna jak się do niej przygotować – czy jak do stacjonarnej, czy jednak będzie to nadal tylko online. Na razie kontynuujemy zapisy na kursy online – uruchomiliśmy krótkie kursy konwersacyjne, kontynuujemy grupowe i indywidualne. Zapraszamy!

Katarzyna Murphy – Wspołwłaścicielka i dyrektorka szkoły językowej Academy of Language na warszawskim Żoliborzu. Z edukacją językową związana jest od 20 lat jako lektorka języka angielskiego, metodyczka, egzaminatorka, trenerka nauczycieli. Mieszkała, uczyła się i pracowała w Polsce i za granicą w Anglii, Tajlandii i Meksyku. Prywatnie żona, mama 10miesięcznej córeczki i  właścicielka kundelka. Czas wolny uwielbia spędzać ze swoją rodziną i podróżować do nowych miejsc.
www. academyoflanguage.pl
Facebook: https://www.facebook.com/AcademyOfLanguage
Instagram: https://www.instagram.com/academy_of_language/

Jak sytuacja wygląda u Was? Czekamy na Wasze komentarze!

Ewelina Salwuk-Marko

Share

Podziel się swoją opinią

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koniecznie przeczytaj!
Jak obecna sytuacja związana z pandemią wpłynęła na ich działalność?…